Sąd Najwyższy zdruzgotał dziś nadzór budowlany, wydając wyrok w sprawie blokowanej przez urzędników od 14 lat budowy w Lubinie. Legniczanka Maria Jędrzejczyk szacuje, że złośliwość inspekcji kosztowała ją, prócz zdrowia i nerwów, dwa miliony złotych. Zapowiada: – Zwrócę się o pozwolenie na wznowienie budowy. A przeciwko starostwu wystąpię do sądu o odszkodowanie.
Maria Jędrzejczyk ma 73 lata. Gdy miała 69 na podstawie oficjalnych zezwoleń rozpoczęła z sąsiadami budowę trzykondygnacyjnego szeregowca w Lubinie. Niemal od początku budowy zmagała się z Powiatowym Inspektorem Nadzoru Budowlanego w Lubinie Wiesławem Kozubem, który nie pozwalał jej skończyć inwestycji, twierdząc, że prowadzi roboty niezgodnie z projektem. Rosły stosy pism, kolejnych decyzji, odwołań, wyroków sądowych. Cztery razy sądy administracyjne wytykały nadzorowi budowlanemu błędy w postępowaniu, wydając korzystne dla pani Marii decyzje. W końcu sprawą zainteresowała się prokuratura, bo także w jej opinii urzędnicy zachowywali się opieszale, złośliwie, nieobiektywnie i niekonsekwentnie.
Dzisiaj sprawą lubińskiej budowy zajmował się Sąd Najwyższy, bo po przegranej w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym we Wrocławiu Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego zwrócił się do niego o kasację. Sąd Najwyższy na kasację się nie zgodził, a w uzasadnieniu dodał, że tej sprawy w ogóle nie powinno być.
To kończy czternastoletnią gehennę Marii Jędrzejczyk. Legniczanka planuje teraz wystąpić o przywrócenie pozwolenia na budowę i zatwierdzenie projektu. Chce złożyć też pozew przeciwko starostwu w Lubinie.
- Będę domagała się 2 milionów złotych odszkodowania – zapowiada pani Maria.
Sprawę legniczanki niedawno pokazał Polsat w programie Interwencje. Reportaż Polsatu można obejrzeć TUTAJ
Jak to jest…jednemu się czepiają gdy wszystko jest OK, gdy u innego błędy to przez lata nie chcę się zająć sprawą. Do tego przerabianie dat w dzienniku budowy żeby nie stracić decyzji o pozwoleniu na budowę (poprzednie daty wskazywały a budowę przed uzyskaniem pozwolenia), wieczne kłamstwa PINB i wtórującego mu WINB, przeciąganie sprawy legalnosci budowy w celu osiągnięcia korzyści przez inwestora w postępowaniu o ustalenie granic działki (ten bowiem twierdzi, że miał budowac dalej niż na projekcie), to samo w sprawie starych budów(ten twierdzi, że nie ma już dokumentów dot. budów, a przekazana przeze mnie decyzja na budowę u delikwenta ma się nijak do jego twierdzeń o granicy i budowie i dlatego notorycznie ginie przy przekazywaniu sprawy do kolejnych urzędów). Do tego brak egzekucji rozbiórki przez ponad 3 lata i zaklepywanie kłamstwa inwestora o dokonaniu wymagalnej rozbiórki choć w rzeczywistości tego nie zrobił…kłamstwa gonią kłamstwa a to dlatego że organ egzekucyjny to ten sam co mu zaprojektował instalacje, drugi (PINB) to podopieczny organu egzekucyjnego podczas stażu w Wydziałe budownictwa, trzeci to tez urzędnik co wytyczył mu budynek….Mało? Mapę sytuacyjno – wysokościową dla tego projektu wykonała urzędniczka z organu egzekucyjnego. Goguś pozwala sobie na wszystko, łącznie ze straszeniem rodzinnym prokuratorem swojej żoneczki i stalking. Złożone przeze mnie przed sądem dowody na kłamstwa gogusia nawet nie są wpinane do akt! Łatwiej wyrzucić, prawda… Prokuratury i sądy wcale nie mają zamiaru ścigać ani jednych ani drugich…. Straszenie geodety podczas rozgraniczenia i zakłamani adwokaci urągający godności człowieka to też nic rzeczników dyscyplinarnych w tych fachach bo przecież wszyscy muszą trzymać się razem. W takim stanie totalnej obłudy urzędniczej zwykły człowiek domagający się sprawiedliwości jest szaleńcem a jego oczekiwania wariackie. Ogromny wkład w moją sprawę ma nadzór budowlany, który nagle nie umie czytać rysunków technicznych a ja wypisuje do Głównego Geodety Kraju jak czytać oznaczenia na opracowaniach geodezyjnych…. Na nich nawet moja śmierć oszukiwanego petenta nie zadziała pouczająco.
Nadzor budowlany to jedna wielka mafia. Panstwo w panstwie.