AGEM new
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  wiadomości  >  Current Article

W sądzie mówi oskarżony o oszustwa adwokat

Przez   /   10/03/2020  /   4 Comments

“Ja nazywam się K., nie Caritas” – wymknęło się adwokatowi oskarżonemu przez legnicką prokuraturę (razem z dwoma innymi osobami) o przywłaszczenie 1,8 mln zł. W 17. miesiącu procesu mecenas Zbigniew K. rozpoczął składanie wyjaśnień. Nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że zarzuty z aktu oskarżenia “są nielogiczne, bezzasadne i wręcz bezprawne”.   

Zlecenie na mecenasa

W liczącym 200 stron akcie oskarżenia Prokuratura Okręgowa w Legnicy zarzuca mecenasowi Zbigniewowi K., dyrektor administracyjno-finansowej kancelarii adwokackiej Elżbiecie W. oraz księgowej Dorocie Ś.  szereg przestępstw z lat 2009 – 2016 i (jedno) z lat 2003-2006. W ich wyniku 163 osoby straciły łącznie 1,8 mln zł. Według prokuratury, w kancelarii dochodziło m.in. do przywłaszczania pieniędzy klientów, niewypłacania prowizji należnej współpracownikom, fałszowania podpisów na dokumentach, dzielenia długów i fikcyjnych cesji wierzytelności w celu dochodzenia przed sądem zawyżonych kosztów zastępstwa procesowego.

Zbigniew K. swoje wyjaśnienia rozpoczął od ataku na prokuraturę. Jak twierdzi, w latach 2013 – 2017 wielokrotnie słyszał od prokuratorów Andrzeja Klocka, Adama Michno i Tadeusza Lubinieckiego, że jest na niego zlecenie. – Mówili mi, że niezależnie od tego, jakie złożę wyjaśnienia czy dowody, i tak zostanie przeciwko mnie sporządzony akt oskarżenia – dyktował do protokołu z ławy oskarżonych. Zapewniał, że już na etapie postępowania przygotowawczego chciał składać wyjaśnienia, “wskazując na bezpodstawność i bezzasadność zarzutów”. Przekonywał, że prokuratura nie była zainteresowana jego wersją.

On też niespecjalnie interesował się wersją prokuratury, bo – jak z rozbrajającą szczerością wyznał podczas rozprawy – dopiero niedawno uważnie wczytał się w treść aktu oskarżenia. Mówi, że lektura tego dokumentu była dla niego szokiem.

Nie nazywam się Caritas

Kancelaria funkcjonowała jako spółka partnerska adwokatów i radców prawnych. W szczytowym okresie zatrudniała 120 osób i prowadziła tysiące spraw. Miała oddziały w Legnicy, Kamiennej Górze, Wrocławiu, Gdańsku i Essen. Pracowało dla niej 1,2 tys. agentów, którzy szukali po Polsce do poprowadzenia spraw o odszkodowania za wypadki komunikacyjne, itd. Zbigniew K. miał w spółce status szczególny, bo nieodpłatnie użyczał oddziałom w Legnicy miejsca w swoich nieruchomościach (kamienica w Kamiennej Górze, dwa piętra w Legnicy). Dodatkowo z Republiki Federalnej Niemiec, gdzie wówczas mieszkał, podrzucał partnerom szereg spraw do prowadzenia przed sądami w Polsce.

- Za darmo? – zaciekawił się sąd.

Zbigniew K. poniewczasie ugryzł się w język. -  ”Nie, nie, Wysoki Sądzie, ja nazywam się K., nie Caritas” – zdążył odpowiedzieć.

- Uważam, że 80-90 proc. zarzutów z aktu oskarżenia dotyczy sytuacji po 31 grudnia 2012 r, kiedy nie byłem już prezesem i wystąpiłem ze spółki – wyjaśniał w sądzie Zbigniew K. Już na wcześniejszych rozprawach wspólnie z Elżbietą W. wskazywali, że nie mogli dopuścić się zarzucanych przywłaszczeń, bo w tym czasie nie dysponowali dostępem do kont bankowych kancelarii oraz akt prowadzonych przez partnerów spraw. – Stawiane przez oskarżyciela publicznego zarzuty przywłaszczenia mienia po 1 stycznia 2013 roku uważam za nieuprawdopodobnione, rażąco krzywdzące oraz niesprawiedliwe – mówił Zbigniew K.

Inni winni

Winę za przepadek pieniędzy klientów mecenas zrzuca na inne osoby. Z wyjaśnień oskarżonego wynika, że partnerzy spółki (kancelarii) mieli w ramach firmy dużą autonomię. Pod wspólnym szyldem, każdy prowadził własne sprawy i za nie odpowiadał. Obowiązywała zasada równości. Choć tytularnie Zbigniew K. był prezesem, to – jak twierdzi – nie wiedział, jakie sprawy przyjmują. – Nie było podstaw do jakiejkolwiek kontroli ich akt – mówi.

Ponieważ w tamtym czasie miesięcznie do kancelarii wpływało ponad 400 nowych spraw, ani Zbigniew K., ani pozostali partnerzy fizycznie nie byli w stanie ich prowadzić. Dlatego partnerzy sprawowali ogólny nadzór nad sprawami, w których byli pełnomocnikami klientów, a faktyczną obsługę prawną zapewniali referenci pracujący pod nadzorem kierowników i dyrektorów.

- Zarzut, że nie kontrolowałem pracy pozostałych partnerów,  uważam za niesłuszny i niezasadny – mówi Zbigniew K.

Według mecenasa, oddziały kancelarii działały autonomicznie. Każdy oddział prowadził osobne rachunki bankowe i zachowywał finansową niezależność, więc nie można winić mecenasa za nieprawidłowości, do jakich dochodziło np. we Wrocławiu. – Nie mogę ponosić odpowiedzialności za niemoralne, nieetyczne, bezprawne zachowania innych partnerów – przekonywał dziś w sądzie Zbigniew K. – Odpowiedzialność za niewypłacone kwoty jest przypisywana mi i Elżbiecie W., a przecież niemożliwe było rozliczenie bez dostępu do akt w poszczególnych oddziałach i bez dostępu do kont bankowych tych oddziałów.

Jak myszy harcowały

Oskarżony opowiadał o osobistych tragediach, jakie spotkały go w latach 2010-2011, tzn. o dwóch pożarach w rodzinnym gospodarstwie i o śmierci syna w wypadku samochodowym. W tym okresie Zbigniew K. przebywał głównie w Niemczech. Wpadł w depresję, leczył się psychiatrycznie, unikał kontaktu ze współpracownikami i rzadko decydował się na przyjazd do Polski. A w kancelarii spełniało się ludowe powiedzenie o myszach, które harcują, kiedy braknie kota. Zbigniew K. opowiadał, jak bratanek jego żony, którego uczynił prokurentem oddziału we Wrocławiu, wybierał z kont kancelarii kwoty w wysokości nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych i udzielał różnym ludziom prywatnych pożyczek. Pieniądze spółki były wyprowadzane na różne cele: a to ktoś zrobił sobie centralne ogrzewanie w domu na jej koszt, a to wzięto w leasing luksusowe auta, a to wypłacano premie lub zawyżone zaliczki dla agentów. Agenci, którzy mieli dla kancelarii pozyskiwać nowych klientów, zakładali własne firmy i rozpoczynali konkurencyjną działalność. To samo robili ludzie zatrudnieni w kancelarii na etacie. Spadały zyski kancelarii, drastycznie rosły koszty działalności.
Zbigniew K. w tych wszystkich wyjaśnieniach jawi się jako dobrotliwy, ufny, mało przezorny partner,  dziwnym zrządzeniem losu postawiony przed sądem za nieswoje winy. Będzie kontynuował swą mowę za miesiąc, na następnym terminie rozprawy.

Elżbieta W. wróciła do zdrowia i na ławę oskarżonych. Okazało się, że jej choroba była dużo mniej groźna niż wynikałoby z informacji przesłanych w lutym ze szpitala w Legnicy.

FOT. PIOTR KANIKOWSKI

 

 

 

    Drukuj       Email
  • Publikowany: 1531 dni temu dnia 10/03/2020
  • Przez:
  • Ostatnio modyfikowany: Marzec 11, 2020 @ 5:41 pm
  • W dziale: wiadomości

4 komentarze

  1. Lustrator pisze:

    a czytac umie? Mecenas odpowiada tak jak mu wygodnie a reszta nalezy do sadu. A co ma sie zajac tym matka teresa?

  2. klient pisze:

    No w zasadzie to za cały ten shit odpowiada…………………………. no właśnie nikt nie odpowiada. Proszę umorzyć to bezczelne postępowanie !

  3. Lustrator pisze:

    noooo kapitalne.Za dzialania mecenasa odpowiadaja jak widac prokuratorzy .Typowe myslenie motlochu z picu. Ja bym raczej zwalil na matke boska czestochowska.

  4. Eliot Ness pisze:

    Najcenniejszą informacją jest stwierdzenie, iż trzech prominentnych prokuratorów z czasów “POspólstwa ” kontaktowało się z oskarżonym adwokatem i rzekomo przekazywało mu poufne informacje.

    Należy przypomnieć,iż wówczas za resort odpowiadał przyjaciel legnickiego posła Roberta K., orędownik “dobrej” sprawy- Borys B. … Czy to nie prok. Wójtowicz w tym okresie nie rządził w legnickiej prokuraturze? Taką to lokalną sitwę mieliśmy o ile … zeznania mecenasa się potwierdzą.

    Ciekawe komu mecenas się naraził….?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

kurka-006-1024x681

Bloger Matka Kurka płaci za zniesławianie Jurka Owsiaka

Read More →