PWSZ2
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  kultura  >  Current Article

Galeria Versus w Grodźcu. Na innych częstotliwościach

Przez   /   09/03/2023  /   No Comments

- W Grodźcu mam i czas, i oddech, a przez to, że ludzi jest mniej niż we Wrocławiu, kiedy się da wykorzystuję okazję, aby się nimi lepiej zaopiekować, wypić razem kawę, herbatę, porozmawiać – mówi Patti Dubiel. Z rzeźbiarką, graficzką, właścicielką Galerii Versus w Grodźcu i we Wrocławiu rozmawia Piotr Kanikowski.

Mieszka i tworzy Pani w Grodźcu już ponad trzy lata. Jak przebiega proces zadomawiania? Jak się Pani czuje w Grodźcu?

- Myślę, że zdążyłam wejść w klimat tego miejsca. Poznałam tutaj sporo fajnych ludzi. Ale nie ukrywam, że potrzebowałam czasu, żeby oswoić się z tym wszystkim, osadzić, przeorientować trochę na funkcjonowanie poza miastem. Dzielę teraz moje życie między miasto a wieś. Część czasu spędzam w Grodźcu, część we Wrocławiu, co mi bardzo odpowiada, bo ja jako zwierzę towarzyskie potrzebuję czasem ludzi wokół siebie. Nie lubię też stagnacji i siedzenia w jednym miejscu. Dlatego ten balans, Grodziec – Wrocław, jest dla mnie idealny.

Sąsiedzi z Grodźca zaglądają do galerii?

- Tak, oczywiście. Okazało się, że tuż obok bardzo fajni ludzie mieszkają, więc to już nie jest nawet zaglądanie do galerii tylko bliska towarzyska relacja. Mają klucze, przez co stali się trochę jak domownicy.

Co Pani najbardziej lubi w Grodźcu?

- Spokój. Spokój i bliskie towarzystwo zwierząt, z którymi jestem bardzo związana. Lubię też, że (brzydko powiem) można „mieć wywalone” na to, jak się wygląda, czy się ma włosy uczesane, makijaż i tak dalej. Grodziec daje mi szansę, aby przez chwilę pofunkcjonować na trochę innych częstotliwościach niż, na przykład, w mieście.

Wspomniała Pani o zwierzętach. Koty czy psy?

- Zacznijmy od kotów. Jest Ośmiorniczka czyli Octopus, nazwany tak, bo jest całkiem czarny, a kiedy był kociątkiem wyglądał właśnie jak mała czarna ośmiorniczka. Znajda, tak samo jak kotka Mati, którą ktoś porzucił. Jest też suczka Dixi, z interwencji – bardzo uciążliwa, bo szczeka, ale poza tym ma wyłącznie zalety. Do tego mamy Ciapuś i Misio – dwa psy z sąsiedniego gospodarstwa, które dołączyły do nas, kiedy ich właściciel zmarł. Były zostawione same sobie i tak się powoli, powoli przeniosły do naszego domu. Są kochane, a Misiek to już szczególnie, bo jest jak mój cień: gdzie ja, tam on. Taka przylepka. Od czasu do czasu pojawia się jeszcze koń Martyny, arabka Sancheza. W zimie jest „garażowana” w stajni a latem pasie się na pastwisku przy domu. W czerwcu zeszłego roku dołączyło do nas jej źrebiątko, Santa.

Niemałe stadko.

- Jest jeszcze suka Perła, najstarsza i najważniejsza. Ona rządzi.

Zwierzęta są inspirujące dla artysty?

- Dla mnie inspirujące jest wszystko i nic. W zasadzie do tworzenia nie potrzebuję jakiś specjalnych bodźców, ale jak są blisko, to na pewno w jakiś sposób na mnie też oddziałują. Takiemu człowiekowi jak ja, zwierzęta i dom na wsi bez wątpienia przydają się, żeby oczyścić mózg i poobcować z czymś, co jest nieskazitelnie naturalne, zwyczajne, pozbawione wyrachowania i nieobciążone złymi emocjami. Przyroda daje ten oddech. Kocham grzebać w ziemi, a w Grodźcu mam ku temu sposobność.

Czym się różni galeria w Grodźcu od galerii na Jatkach we Wrocławiu?

- Wszystkim, jeśli chodzi o wielkość, lokalizację i potencjał sprzedażowy. Na Jatkach jest większy przepływ ludzi, więc cały czas coś się dzieje, ale – inaczej niż na wsi – okoliczności nie sprzyjają nawiązania trwałych relacji z klientem. W Grodźcu mam i czas, i oddech, a przez to, że ludzi jest mniej, kiedy się da wykorzystuję okazję, aby się nimi lepiej zaopiekować, wypić razem kawę, herbatę, porozmawiać. Można dzięki temu zobaczyć sztukę oraz artystę w szerszym kontekście. Ale i tu, i tu prezentuję tę samą twórczość, choć ze względu na większą przestrzeń w Grodźcu mam możliwość prezentowania prac większych.

Można powiedzieć że galeria na Jatkach to takie zaproszenie, aby przyjechać do Grodźca i zobaczyć więcej?

- Dokładnie. Jatki mogą być takim fajnym intro. Z podróżą do Grodźca to intro przeradza się w powieść, czyli coś bardziej epickiego. Dość często zdarza się, że osoby odwiedzające Galerię Versus we Wrocławiu od razu albo po jakimś czasie relokują się do Grodźca.

Angażuje się Pani w życie lokalnej społeczności, prowadząc, na przykład, warsztaty plastyczne dla dzieci albo przygotowując medale na Bieg z Widokiem na Wulkan…

- Pewnie by tego było nawet więcej, tylko czas mnie ogranicza. Ciągnie mnie w tą stronę, ale różne zobowiązania nie zawsze pozwalają mi wejść bardziej totalnie w tego rodzaju aktywność. Jestem mocno obłożona pracą, ale jeśli tylko mogę i czuję od ludzi dobrą energię, to z przyjemnością do nich dołączam. Fajnie dogaduję się z dziewczynami z lokalnego Stowarzyszenia Pozytywnie Nakręceni, więc także w tegorocznym natłoku zajęć wygospodarowałam trochę czasu, by zrobić dla nich medale.

FOT. GALERIA VERSUS

    Drukuj       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

Bibloteka

Harcerze niosą Betlejemskie Światło Pokoju

Read More →