Przed Sądem Okręgowym w Legnicy ruszył proces 25-letniego Vadyma L., który pół roku temu uciekając przed policją śmiertelnie potrącił na Osiedlu Sienkiewicza 21-letnią kobietę. Prokuratura zarzuca mu zabójstwo z zamiarem ewentualnym, za co grozi dożywocie. Oskarżony przyznaje się tylko do prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości pomimo prawomocnych zakazów i spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym.
Wypadek wydarzył się rankiem 19 lipca 2023 r. Ola - studentka chemii na Uniwersytecie Wrocławskim - szła poboczem ul. Fiołkowej ze swojego domu na praktykę do wodociągów. Nie miała żadnych szans, gdy zza zakrętu wyskoczył rozpędzony do 75-80 km/h ford fokus prowadzony przez pijanego (1,2 prom. alkoholu w wydychanym powietrzu) Vadyma L. Uderzona samochodem, zginęła gwałtowną śmiercią na skutek licznych złamań kości i uszkodzeń narządów wewnętrznych.
- Bardzo chciałbym przeprosić rodzinę zmarłej dziewczyny -mówił Vadym L. po odczytaniu zarzutów z aktu oskarżenia. – Bardzo żałuję. Nie zrobiłem tego specjalnie. Dziewczynę zauważyłem dopiero, jak zaczęło nami zarzucać. Hamowałem, ale było za blisko. Nie mogłem nic zrobić. Nie jestem zabójcą i dlatego nie przyznaję się do zarzuty z art. 148 Kodeksu karnego. Przyznaję się do wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Nie wyobrażałem sobie, że może zaistnieć taka sytuacja. Gdybym wiedział, to nie usiadłbym za kierownicą. Jeszcze raz proszę o wybaczenie rodziców i rodzinę.
Vadim L. pochodzi z Ukrainy. W Polsce pracował na strefie jako operator produkcji. Mówi, że odkąd rok temu odeszła od niego dziewczyna, dużo pije. W lipcu, gdy doszło do wypadku na ul. Fiołkowej ciążyły na nim aż dwa sądowe zakazy prowadzenia wszelkich pojazdów. Ukrainiec twierdzi, że tego nie wiedział: wydawało mu się, że zakaz wygasł i znów może prowadzić.
Ojciec zabitej 21-latki w skruchę oskarżonego nie wierzy i przeprosin nie przyjmuje. W procesie ma status oskarżyciela pomocniczego – chce dopilnować, by Vadym L. poniósł surową karę.
Jako pierwsi świadkowie zeznawali policjanci. Przede wszystkim funkcjonariusze legnickiej drogówki, których oficer dyżurny wysłał rankiem 19 lipca pod sklep Lewiatan przy ul. Wielogórskiej. Według zgłoszenia widziano tam pijanego kierowcę, którzy z dwoma pasażerami odjechał srebrnym fordem focusem. Na ul. Jaworzyńskiej policjanci zauważyli odpowiadające opisowi auto. Jechało z naprzeciwka w stronę Ronda Bitwy Legnickiej. W środku było trzech mężczyzn, dudniła muzyka, ktoś wymachiwał przez otwarte okno ręką z puszką piwa. Policjanci zawrócili i dogoniwszy forda przed rondem włączyli sygnały świetlne i dźwiękowe, nakazując kierowcy zatrzymanie się do kontroli.
Vadym L. zjechał z ronda na Osiedle Sienkiewicza i gwałtownie przyspieszył. Policjanci ruszyli za nim, ale ciężki volkswagen przystosowany do obsługi wypadków drogowych, miał mniejsze przyspieszenie od forda i został z tyłu. Cały pościg trwał 30-35 sekund. Na łuku ul. Fiołkowej policjanci stracili uciekinierów z oczu, a za chwilę usłyszeli huk. W kłębach kurzu i dymu zobaczyli, że ford roztrzaskał się przy jednej z posesji. Ani kierowca, ani siedzący obok niego pasażer nie mogli wysiąść, bo zaparkowany obok samochód i ogrodzenie uniemożliwiały otwarcie przednich drzwi. Vadim L. i jego dwaj kumple sprawiali wrażenie oszołomionych. Czuć było od nich alkohol.
Policjanci przystąpili do zatrzymania całej trójki. Nie mieli jeszcze świadomości, że za ogrodzeniem posesji leży nieprzytomna Ola. Dopiero mieszkaniec jednorodzinnego domku wyszedł na balkon i powiedział im o ciele na trawniku. Reanimowali 21-latkę do przyjazdu karetki pogotowia.
Według policjantów, Vadym L. po wypadku był spokojny, wykonywał wszystkie polecenia. Funkcjonariusz, który spędził z nim 4godziny (wykonywał przewidziane procedurami czynności w Komendzie Miejskiej Policji w Legnicy i towarzyszył 25-latkowi podczas pobierania krwi w szpitalu) miał wrażenie, że kierowca forda nie zdaje sobie sprawy, co zrobił.
Vadim L. twierdzi, że to nieprawda: już w szpitalu mówił, jak bardzo jest mu przykro.
Ojciec zabitej kobiety pracuje jako zawodowy kierowca ciężarówki. O tym, że Ola nie żyje, dowiedział się przez telefon, gdy był za granicą, 300 kilometrów od Legnicy.
- Okna otwarte, puszki piwa wewnątrz, głośna muzyka… Oni tam mieli ubaw – mówi ojciec ofiary Vadima L. – Oskarżony miał raz i drugi zabrane prawo jazdy i śmiał się z tego, bo dalej jeździł po alkoholu. Czuł się w naszym kraju bezkarny. Był świadomy wszystkiego. Zrobił to z premedytacją. Nie przyjmuję żadnych słów przeprosin od tego człowieka, bo nie był przypadek losowy.
Mecenas Paweł Gromotka, reprezentujący rodzinę ofiary, złożył wniosek o wyłączenie jawności rozprawy. Procesu za zamkniętymi drzwiami chciała też obrończyni Vadyma L. Prokuratura sprzeciwiła się tym wnioskom. Sędzia Marek Gromiak pozwolił publiczności i mediom obserwować rozprawę, ale wyłączy jawność na czas rozpoznania dowodu z nagrań monitoringu ze względu na dobro biskich Oli. Te czynności mają zostać przeprowadzone na marcowej rozprawie.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI, POLICJA LEGNICA