- Patrolujący brzegi Kaczawy policjanci natknęli się na 44-latka, który spał do pasa zanurzony w rzece – opowiada podinspektor Sławomir Masojć, oficer prasowy legnickiej policji. Niewiele brakowało, a śpioch już by się nie obudził.
Mężczyzna w rzece spał kamiennym snem i niełatwo go było dobudzić. Jednocześnie roztaczał dookoła intensywną woń alkoholu, który najwyraźniej zażył przed ułożeniem się w rzece i to bynajmniej nie w homeopatycznej ilości (wykonane później badanie wykazało, że miał w organizmie ponad 2 promile).
Pod wodą znajdowały się nogi śpiocha oraz prawie cały tułów. Policjanci wyciągnęli meżczyznę na brzeg i zawieźli do miejskiej izby wytrzeźwień, bez porównania bezpieczniejszej od Kaczawy, choć nie tak kojąco chłodnej. Okazało się, że 44-latek nie ma stałego miejsca zamieszkania.
Policjantom zawdzięcza życie. Niewiele brakowało, by stoczył się w wodę i utonął. W pobliżu miejsca, gdzie uratowano śpiocha, w sobotę wyłowione zostały zwłoki 57-letniego legniczanina.