OSOBUS
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  wiadomości  >  Current Article

Zakończył się proces po tragedii na Poznańskiej

Przez   /   30/05/2014  /   No Comments

Prokuratura zażądała  6 lat pozbawienia wolności dla Jakuba G., 24-latka z Jawora, oskarżonego o pobicie na śmierć najbliższego przyjaciela. Dla Bartłomieja D. – ich kolegi, który nie pomógł Adrianowił – oskarżyciel chce roku więzienia w zawieszeniu. Wyrok zostanie ogłoszony za tydzień.

 

Przed Sądem Okręgowym w Legnicy zakończył się proces dwóch młodych mieszkańców Jawora: Jakuba G. i Bartłomieja D. 7 września 2012 roku z Adrianem K. przyjechali do Legnicy zabawić się na festynie z okazji Imienin Ulicy Najświętszej Marii Panny. Do północy pili i włóczyli się wśród świętującego tłumu.  Dzień później nad ranem ochroniarz znalazł martwego Adriana na ul. Poznańskiej. Co się stało? To szarada, nad którą sąd głowił się prawie od roku.

Legnicka prokuratura, która posadziła Jakuba G. i Bartłomieja D. obok siebie na ławie oskarżonych, jest pewna, że zna przebieg tragicznych wydarzeń, zakończonych śmiercią jaworzanina. W jej wersji, opartej głównie na zeznaniach Bartka i popartej ustaleniami biegłego z zakresu medycyny sądowej oraz analizą bilingów, młodzieńcy szli na nocleg, gdy pomiędzy Jakubem a Adrianem doszło do sprzeczki. Kłótnia przerodziła się w bójkę.  Jeden niefortunny cios Kuby w wargę, zadany w chwili, gdy Adrian gwałtownie odwracał głowę, doprowadził do przerwania tętnicy i kręgu szyjnego. Nastąpił natychmiastowy zgon. Świadkiem bójki miał być Bartłomiej D., który wlókł się kilkanaście metrów z tyłu za kolegami i gadał przez komórkę z dziewczyną. W krytycznym momencie nie pomógł Adrianowi. Potem uciekł do Jawora. W tej wersji Kuba zabiera martwemu Adrianowi telefon komórkowy i dokumenty, aby upozorować napad rabunkowy i razem ze swoim iPhonem wyrzuca po drodze. Nazajutrz po tragedii policjanci szukali ich we wskazanych przez Bartka chaszczach, ale nic nie znaleźli.

Według prokuratury, Bartłomiej D. nie ma żadnego interesu, by obciążać Jakuba G. swymi zeznaniami, tym bardziej, że jednocześnie pogrąża nimi i siebie. Między innymi dlatego śledczy mu wierzą. Jego relacja, podana zaraz na samym początku śledztwa i podtrzymywana do końca, pokrywa się ponadto z rodzajem obrażeń, jakie wykazała sekcja zwłok Adriana.

Jakub G. nie pamięta, by pokłócił się lub bił z Adrianem. Tych parę godzin po północy do rana, kiedy obudził się w mieszkaniu babci z potwornym bólem głowy, pobity, oszołomiony stanowi w jego pamięci czarną dziurę. Na twarzy miał odcisk podeszwy buta. Czuł niejasny niepokój o Adriana i Bartka, bo nie było ich z nim w mieszkaniu.

- Znałem dobrze Adriana. Był moim najlepszym przyjacielem. Jest nim też teraz i zawsze będzie. Mieliśmy wspólne plany na przyszłość. Nie wierzę, że mogłem podnieść na niego rękę, kopać go, bić . To co mówi Bartłomiej D. jest jednym wielkim kłamstwem – mówił łamiącym się głosem Jakub D. w swym ostatnim słowie.

Jego wersja jest polepiona ze strzępków wspomnień i domysłów. Wcięci, już wracali na nocleg. Poza grupką nieznajomych, która zaczepiła ich około północy na przystanku przy ul. Pocztowej, proponując piwo i marihuanę, pamięta policjantów, którzy podjechali nieoznakowanym radiowozem. Ukarali mandatami Bartka oraz jednego z obcych za picie alkoholu w miejscu publicznym i kazali wszystkim się rozejść. Wtedy on i Adrian ruszyli w stronę ul. Poznańskiej, do mieszkania babci Jakuba, gdzie mieli zostać na nocleg. Bartek razem z nieznajomymi ciągnął się za nimi z tyłu. Jakub pamięta, że któryś z tamtych podbiega do niego. Krzyczy do Jakuba, że grał cwaniaka przy policji. Potem 24-latkowi film się urywa.

Tę lukę w pamięci mecenas Paweł Gromotka, obrońca Jakuba G., usiłował dziś zapełnić domysłami. Według niego mogło być tak, że zabójca Adriana był w grupie nieznajomych z przystanku.  Dwóch pijanych chłopaków z komórkami w środku nocy stanowiło łatwy łup. Kiedy pochłonięty rozmową przez telefon, schowany w bramie Bartek, spostrzegł co się dzieje, stchórzył, uciekł, zostawiając kumpli na pastwę rabusiów. A teraz z jakiś nieznanych powodów woli wkopać kumpla niż powiedzieć prawdę.

- Taka wersja też jest możliwa. Policja nawet jej nie sprawdzała. Nawet się nią nie zainteresowała – mówił Paweł Gromotka.  Na rozprawie podał nazwisko potencjalnego podejrzano. To jeden z chłopaków spisanych wcześniej przez policję na przystanku.  Młody chłopak, mający już zatargi z prawem. Zeznawał jako świadek w procesie jaworzan. I kłamał. A  nazajutrz po śmierci Adriana rzucił pracę i unikał policji, która przez trzy miesiące nie potrafiła go zatrzymać.

- Policjanci skoncentrowali się na moim kliencie. Wzięli go w szpony i zdusili – mówiła adwokat Danuta Mierzwińska, razem z Pawłem Gromotką broniąca Jakuba G.

- Minęły prawie 2 lata od tego zdarzenia – mówił w sądzie Jakub G. – Jak mogłem, starałem się pomagać policji, żeby znaleźć osoby winne śmierci Adriana. Ale już na początku śledztwa zostałem uznany za winnego  - twierdzi Jakub D.

Jego obrońcy akcentowali w mowach końcowych szereg nieprawidłowości i zaniedbań, jakich mieli się dopuścić policjanci prowadzący sprawę pobicia na ul. Poznańskiej.  Jakub G. został uderzony na komendzie, przykuty do biurka,straszony i wyzywany. Stosowano wobec niego 24-godzinne przesłuchania, nie dopuszczano adwokata, próbowano wymusić zeznania. W aktach pojawiały się antydatowane notatki służbowe. Z niektórych prowadzonych czynności nie sporządzano protokołów. Zaniedbano pozyskanie nagrania z monitoringu na stacji paliw, gdzie Bartłomiej D. pojawił się z jakimiś osobami po zdarzeniu. Gdy prawie dwa miesiące po zdarzeniu policjanci w końcu dostali taśmę, niczego nie dało się już z niej odtworzyć, bo od 8 września została 8-krotnie nagrana. Podejrzanie wygląda też zaangażowanie w sprawę funkcjonariusza, który był wujkiem Bartłomieja D., dodatkowo spokrewnionym z rodziną Adriana K.

Prokuratura żąda dla Jakuba G. 6 lat pozbawienia wolności, a dla Bartłomieja D. 1 roku w zawieszeniu na 3 lata oraz 1000 złotych grzywny. Obrońcy proszą o uniewinnienie.  Sąd zastanawia się, czy w stosunku do Jakuba G. nie zmienić ewentualnie kwalifikacji czynu na nieumyślne spowodowanie śmierci. Oskarżyciel posiłkowy, reprezentowany rodziców zabitego chłopaka, zażądał 50 tys. zł nawiązki na rzecz pokrzywdzonych od każdego z oskarżonych. Wyrok zostanie ogłoszony 5 czerwca.

Zbigniew Kulczycki, broniący Bartłomieja D.,  zwraca uwagę, że stawianie jego klientowi zarzutu nieudzielenia pomocy w sytuacji, kiedy zgon nastąpił gwałtownie, nie ma sensu.

- Jaki dowód wskazuje, że w momencie, gdy Bartłomiej D. dostrzegł leżącego Adriana K. i mógł podjąć interwencję, Adrian jeszcze żył? – pytał Zbigniew Kulczycki. – Nie ma takiego dowodu.  Jeśli zgon nastąpił natychmiast,  to mój klient nie mógł udzielić pomocy.

FOT. PIOTR KANIKOWSKI

 

 

 

 

 

 

 

    Drukuj       Email
  • Publikowany: 3620 dni temu dnia 30/05/2014
  • Przez:
  • Ostatnio modyfikowany: Czerwiec 3, 2014 @ 4:57 pm
  • W dziale: wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

414-237464

Pijany i agresywny. Rzucał kamieniami w okna

Read More →