Sąd Rejonowy w Złotoryi skazał mieszkańca jednej z okolicznych wiosek na karę półtora roku więzienia. Mężczyzna straszył byłą żonę, że “poderżnie jej łeb”, z siekierą w ręce krzyczał do córki, że”rozjebie jej głowę” i groził spaleniem domu. Wezwanych na interwencję policjantów zaatakował gazem pieprzowym szarpał, bił i szczuł psami. Kara byłaby wyższa gdyby nie spowodowana udarem częściowa niepoczytalność sześćdziesięciolatka. Wyrok jest nieprawomocny.
Mężczyzna – elektromonter na rencie, rozwiedziony, sześcioro dzieci – odsiadywał już w przeszłości wyrok za groźby i znęcanie się nad rodziną. Ze względu na agresywne zachowanie, sąd we wrześniu 2017 roku zakazał mu przebywania w domu byłej żony,. Za jej zgodą, rozwodnik mieszkał w nim nadal, bo nie miałby się gdzie podziać.
13 stycznia 2018 roku powiedział swej byłej, że jeśli znowu zostanie aresztowany, to “poderżnie jej łeb”. Kobieta przestraszyła się tej zapowiedzi. Informacja o groźbie dotarła do córki, która dzień później przyjechała zobaczyć się z matką. Rozmawiały, gdy przyszedł z siekierą. Córka kazała mu się zachowywać grzecznie. Powiedziała, że jeśli się nie uspokoi, ona wezwie policję. Była spokojna i nie używała wulgaryzmów, za to on wyzywał ją od kurw, szmat, dziwek. Krzyczał, że to przez nią był w więzieniu, i unosząc siekierę w górę ruszył w jej kierunku. “Rozjebię ci głowę” – zapowiadał. Potem złapał ją za szyję. Powiedział, że spali jej dom. I że już jest martwa.
Przestraszona kobieta, opuściwszy dom rodziców zadzwoniła po policjantów. Dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Złotoryi wysłał do wsi trzech funkcjonariuszy, by zatrzymali furiata. Sześćdziesięciolatka w domu nie było, więc policjanci rozpytywali mieszkańców, czy wiedzą, gdzie poszedł. Zagadnęli również sąsiada pokrzywdzonych, ten jednak – pijany – udał, że nic nie wie, choć poszukiwany ukrywał się w jego domu. Wykręt na nic się nie zdał. Ustaliwszy kryjówkę agresora, policjanci otoczyli budynek. Jeden pukał do drzwi wejściowych, drugi obchodził dom, trzeci stanął przy tylnym wyjściu. Dobiegająca z wnętrza rozmowa dwóch mężczyzn upewniła ich, że gospodarz wbrew swoim zapewnieniom nie jest sam. Mężczyzna nie chciał im otworzyć domu, ale przez otwarte okno policjanci dostali się do środka i przystąpili do przeszukiwania pomieszczeń. Wtedy dwóm z nich poszukiwany prysnął w oczy z bliskiej odległości gazem pieprzowym. Mimo piekących, łzawiących oczu, policjanci próbowali po omacku obezwładnić sześćdziesięciolatka. Ten odpychał ich, szarpał się, wyrywał, zadawał uderzenia. Szczuł policjantów psami. W trakcie szamotaniny sam również doznał obrażeń – zdaniem sądu uzasadnionych, gdyż przez gaz policjanci musieli działać na ślepo.
Po doprowadzeniu krewkiego rencisty do aresztu funkcjonariusze zostali przewiezieni z objawami oparzenia oczu do szpitala w Lubinie, gdzie lekarze udzieli im pomocy. Sześćdziesięciolatek już nie wrócił do wsi – w areszcie oczekiwał na proces.
Sąd potwierdził, że oskarżony “w chwili popełnienia zarzucanych mu czynów miał w znacznym stopniu ograniczoną zdolność rozpoznania ich znaczenia i pokierowania swoim postępowaniem, wynikającą z organicznych zaburzeń osobowości, będących rezultatem uszkodzenia centralnego układu nerwowego po przebytym udarze. Zachodzi wysokie prawdopodobieństwo, że bez terapii, leczenia psychiatrycznego popełni on w przyszłości przestępstwo o wysokim stopniu społecznej szkodliwości.”. Z tego powodu w wyroku orzeczono skierowanie go na przymusową terapię. Poza tym mężczyzna ma spędzić 1,5 roku za kratkami, a po powrocie przez 4 lata nie będzie mu wolno zbliżać się na odległość mniejszą niż 100 metrów ani do byłej żony, ani do córki. Musi też zapłacić po 1000 złotych zadośćuczynienia obu pokrzywdzonym policjantom.
FOT. PIXABAY.COM
Drukuj
Email
