Pełnomocnicy rodziny mężczyzny, zmarłego w sierpniu podczas próby zatrzymania przez lubińską policję, ujawnili niektóre ustalenia z sekcji zwłok zrobionej na prywatne zlecenie przez czeskich patologów. – Bartek nie zmarł w wyniku zatrucia toksykologicznego – mówi mec. Renata Kolerska. Uszkodzenia w rejonie płuc i krtani wskazują na winę policjantów.
Bartosz Sokołowski to 34-latek, do którego matka wezwała policję, gdy wrócił nad ranem po narkotykach i kamyczkami rzucał w okna bloku przy ul. Traugutta w Lubinie. W interwencji uczestniczyło czworo funkcjonariuszy. Powalili na ziemię, próbowali skuć kajdankami i wsadzić do radiowozu opierającego się mężczyznę. Bartosz nie przeżył. Okoliczności jego śmierci ustalała lubińska Prokuratura Rejonowa, potem sprawę przekazano Prokuraturze Okręgowej w Łodzi. Miesiąc temu jej rzecznik prasowy zasugerował, że zgon mógł być spowodowany “toksycznymi stężeniami” amfetaminy i metamfetaminy zażytej przez 34-latka. Pełnomocnicy rodziny wskazują za to na film, na którym widać, że funkcjonariusze klękają na Bartoszu i być może go w ten sposób przyduszają.
Od kilku tygodni prokuratorzy mają pełne wyniki sekcji zwłok wykonanej bezpośrednio po śmierci Bartosza Sokołowskiego, ale nie zezwalają pełnomocnikom rodziny na ich ujawnienie. Od niedawna w posiadaniu mec. Renaty Kolerskiej i mec. Wojciecha Marka Kasprzyka są wyniki drugiej sekcji zwłok, zleconej przez rodzinę zmarłego zakładowi medycyny sądowej z Liberca.
- Zdecydowaliśmy się na przeprowadzenie takiego badania, gdy na początkowym etapie postępowania prokuratura odmówiła nam wglądu do protokołu z sekcji zwłok, uniemożliwiając zdobycie informacji – mówi mec. Renata Kolerska. – Czescy biegli ustalili, że Bartek nie zmarł w wyniku zatrucia toksykologicznego. Badania wykonane przez patomorfologa w Libercu wykluczają taką okoliczność. Pozostają inne niepokojące ślady, które potwierdzają prezentowaną przez nas dotychczas wersję, że Bartek zmarł w wyniku czynnego działania ludzi. Skutkiem tego działania było uduszenie.
Mec. Wojciech Marek Kasprzyk podczas konferencji prasowej cytował fragmenty protokołu z sekcji nadesłane z Liberca. Lekarze stwierdzili u Bartosza S. tkankę płuc obustronne czerwoną i fioletową, krwawą, z większą ilością spienionej różowo-fioletowej cieczy. Fioletowej nacieki występowały również na oskrzelach. Ujawniono sińce wokół krtani. Na fioletowo naciekła śluzówka gardła, przełyku, krtani i tchawicy Bartosza Sokołowskiego.
- Wszystko to wskazuje, że prawdopodobnie doszło do uszkodzenia krtani – podsumowuje mec. Wojciech Marek Kasprzyk. – Jeśli biegli znaleźli krew w płucach, to należy postawić pytanie, jak mogło do tego dojść. Uważamy, że nacisk kolan na klatkę piersiową uniemożliwił prawidłową wentylację.
Zdaniem pełnomocników rodziny Bartosza Sokołowskiego, obie sekcje zwłok – zlecona przez prokuraturę i zrobiona prywatnie – zawierają tożsame ustalenia. Sekcja z Liberca zawiera ponadto jednoznaczne stwierdzenie, że śmierć nie była spowodowana narkotykami.
Podczas tej samej konferencji ujawniono, że wśród policjantów uczestniczących czynnie w feralnej interwencji są dzieci policjantów, którzy wcześniej pracowali w komendzie w Lubinie.
- Czy komendant główny i komendant wojewódzki policji nie widzą w tym nieprawidłowości? – pytał publicznie mecenas Kasprzyk. – Dlaczego policjanci nie mają postępowań dyscyplinarnych, nie mówiąc już o tym, że nie zostali zawieszeni?
Mec. Wojciech Marek Kasprzyk przypomniał, że na początkowym etapie prokuratorskiego śledztwa z akt zniknęły ważne dowody. Już po przekazaniu sprawy łódzkiej prokuraturze wyszło na jaw, że brakuje protokołu przesłuchania ważnego świadka. Chodziło o osobę, która przekazała policji nagranie z interwencji. Prokuratura kajała się, że materiały zostały omyłkowo dołączone do innego śledztwa. Teraz okazuje się, że z akt zniknął również protokół przesłuchania ratowniczki z karetki, której policjanci przekazali ciało Bartka. Protokół odnalazł się… we Wrocławiu, choć postępowanie w tamtym czasie prowadziła prokuratura w Lubinie.
Wczoraj sprawą Bartosza Sokołowskiego i dwóch mężczyzn, którzy w tym samym czasie zmarli na skutek działań policjantów z garnizonu dolnośląskiego, miała się zająć sejmowa komisja spraw wewnętrznych, ale ani minister nadzorujący pracę policji, ani komendanci policji nie przyszli na posiedzenie.
- Jechałem 1,2 tys. kilometrów, żeby ich posłuchać. Spałem jedną godzinę. A im nie chciało się przyjść, choć pracują o 15-20 minut drogi od Sejmu – mówił rozgoryczony Bogdan Sokołowski, ojciec Bartosza.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
poczekajmy na iwana ktory napisze ze to była kobieta w samochodzie a moze nawet sama Merkel.Tak w szczegolach,ktos jest moze zdziwiony???Tak samo działala milicja w PRLU i jak widac nic sie nie zmienia.Chyba ze w wyobrazni jakichs durni z legnicy czy naczelnikow zlotej ryji. Przechlapane za to maja Czesi ktorych zaraz bedziemy uczyc medycyny i jedzenia widelcem.