Sędzia Bartłomiej Treter z Sądu Okręgowego w Legnicy wyznaczył terminy mów końcowych w procesie trzech belgijskich menadżerów, którym prokuratura zarzuca oszustwa przy budowie hali na fabrykę komputerów Lenovo w Legnickim Polu. Poszkodowane są polskie firmy, które straciły na współpracy z nimi 16 mln zł. Niektóre z tego powodu upadły. Sprawa trafiła do sądu w lutym 2013 roku. Dlaczego proces trwa tyle czasu?
Jako oskarżeni w procesie występują trzej menadżerowie z Belgii: Filip S., Bart de S. i Marc C.. Reprezentowali deweloperską firmę PLA Development z Belgii oraz jej spółki-córki Immo Industry Poland i IC Polska. Spółki tworzyły konsorcjum, które na zlecenie Lenovo – chińskiego koncernu komputerowego – budowało w latach 2008-2009 w Legnickim Polu halę pod niedoszłą, jak się okazało, fabrykę komputerów. Belgijskie spółki zatrudniały na terenie budowy polskie firmy jako podwykonawców. Zdaniem legnickiej prokuratury, gdy w trakcie realizacji inwestycji PLA Development wpadła w finansowe kłopoty, Filip S., Bart de S. i Marc C, powinni przerwać budowę hali i rzetelnie poinformować polskich podwykonawców o sytuacji. Zamiast tego absurdalnie naciskali na kontynuowanie prac. Nie płacili za wykonane usługi. Nękali przedsiębiorców karami umownymi. W końcu, kiedy już katastrofa była oczywista, wypłacili zobowiązania wybranym belgijskim partnerom, krzywdząc w ten sposób polskich wierzycieli.
Poszkodowanych w sprawie jest 16 firm zatrudnionych przy budowie w Legnickim Polu. Łącznie straciły 16 milionów złotych. Niektóre po współpracy z Belgami musiały ogłosić upadłość.
Niedokończona hala przez kilka lat niszczała, ale ostatecznie udało się ją sprzedać innej firmie za kilkanaście milionów złotych. Cała kwota trafiła do banków, które finansowały inwestycję. W międzyczasie zakończyło się też postępowanie upadłościowe PLA Development.
Podwykonawcy zatrudnieni przez Belgów od prawie 10 lat czekają aż sądy wymierzą sprawiedliwość.
- Proces trwa stanowczo za długo – zgadza się z nimi sędzia Bartłomiej Treter. – To sytuacja niezależna od tutejszego sądu – podkreśla.
Opóźnienie w procesie nie byłoby tak duże, gdyby sprawa trafiła od razu do Sądu Okręgowego w Legnicy. Tymczasem po opuszczeniu prokuratury akta dwa lata przeleżały w Sądzie Okręgowym w Warszawie, który ze względu na nadmiar pracy nie był w stanie się nią zająć. Dopiero interwencja zniecierpliwionych podwykonawców wymogła przekazanie materiałów Sądowi Okręgowemu w Legnicy i proces od razu ruszył z kopyta. Skomplikowany charakter sprawy wymagał jednak opinii biegłego oraz nie mniej czasochłonnej współpracy z belgijskim wymiarem sprawiedliwości. Dlatego od kilkunastu miesięcy trwała przerwa w posiedzeniach. Sprawa wróciła na wokandę. Wyznaczone są trzy terminy, w których – jak sądzi sędzia Bartłomiej Treter – uda się zamknąć przewód sądowy. Być może do mów końcowych dojdzie już 2 listopada. Jeśli nie, sąd gotów jest zebrać się w tym celu 23 listopada i 7 grudnia.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI