65-letni mężczyzna, który w piątek po świętach podpalił własne mieszkanie przy ul. Grunwaldzkiej w Chojnowie, trafił na trzy miesiące do aresztu. Chciał dopiec żonie.
Jozef P. niedawno opuścił zakład karny, gdzie odsiadywał drugi już wyrok za znęcanie się nad żoną. Więzienie nie zrobiło z niego aniołka. Nie przestał zadręczać rodziny. W listopadzie prokurator oskarżył go o kierowanie gróźb wobec żony, ale podczas rozprawy kobieta odmówiła złożenia zeznań. Jako osoba najbliższa miała do tego prawo. Nie dysponując innymi dowodami, 11 grudnia sąd uniewinnił Józefa P.
Świąt nie spedzali razem. W wigilię Józef P. zadzwonił do żony, by zapowiedzieć, że to jej ostatnie Boże Narodzenie w tym mieszkaniu. Zagroził, że je spali.
Słowa dotrzymał. Gdy 27 grudnia kobieta wyszła na zakupy, Józef P. przyniósł do mieszkania kanister z ropopochodną cieczą.
- W jednym z pokoi ułożył odzież żony na podłodze, na niej ustawił podłączony do prądu prodiż, a na tym pojemnik z cieczą łatwopalną.Następnie opuścił mieszkanie – opowiada prokurator Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Po rozgrzaniu się prodiża i kanistra z paliwem doszło do wybuchu, a następnie pożaru. Siła eksplozji była tak duża, że zburzyła ścianę do sąsiedniego mieszkania. Szczęśliwie w lokalu tym nikogo nie było.
Nikt nie doznał obrażeń. Niedługo po wybuchu policja zatrzymała Józefa P.
Jego odzież wciąż czuć było ropą. Prokuratura Rejonowa w Złotoryi postawiła chojnowianinowi zarzut sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach mającego postać pożaru. Wystąpiła też z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie sprawcy z uwagi na obawę mataczenia. Sąd uwzglednił jej wniosek.
Józefowi P. grozi od roku do 10 lat pozbawienia wolności. Nie przyznał się do popełnienia przestępstwa. Wyjaśnił, że był w tym czasie pod wpływem alkoholu i niczego nie pamięta.
Śledztwo jest jest w toku.