Po śmierci chłopca z Czapli, na którego 3 maja zwalił się konar na górze Świątek, Prokuratura Rejonowa w Złotoryi przejęła postępowanie od policji. Wstępne informacje wskazywały jako przyczynę wypadku podmuch wiatru. Ale policja zweryfikowała tę wersję i ustaliła, że drzewo było wcześniej rąbane siekierami na ognisko.
3 maja grupa 7 nastolatków próbowała na górze Świątek koło Twardocic rozpalić ognisko. W trakcie przygotowań od drzewa oderwał się konar, uderzył w stojącą przy nim wiatę a następnie spadł na jednego z chłopców. Uderzony doznał cieżkich obrażeń głowy. Rannego szesnastolatka przetransportowano karetką pogotowia do Złotoryi, skąd został zabrany przez śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala we Wrocławiu. Lekarze 5 dni walczyli o jego życie. Niestety, 7 maja uderzony konarem chłopiec zmarł. Jutro w kościele w Czaplach odbędzie się jego pogrzeb.
Jak mówi sierż. sztab. Dominika Kwakszys, oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Złotoryi, bezpośrednio po wypadku świadkowie utrzymywali, że to wiatr spowodował oberwanie się konaru. W trakcie czynności badania okoliczności tragedii policjanci ustalili jednak, że uczestnicy spotkania rąbali drzewo siekierą, bo potrzebowali drewna na ognisko.
- Ponieważ poszkodowany zmarł, sprawę przejęła Prokuratura Rejonowa w Złotoryi – dodaje sierż. sztab. Dominika Kwakszys.
Prokuratura sprawdza, czy zachowanie uczestników ogniska miało związek z oberwaniem się konaru. Postępowanie jest prowadzono pod kątem narażenia szesnastolatka na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania śmierci. Jest nim objętych sześciu towarzyszy zmarłego. Jeśli podejrzenia się potwierdzą, sprawa może trafić do sądu dla nieletnich.
FOT. PIXABAY.COM
Drukuj
Email
