2 tysiące złotych. Tyle miał w jednym z kontrolowanych hoteli zażądać urzędnik Państwowej Inspekcji Pracy w Legnicyza odstąpienie od skierowani do sądu wniosku o ukaranie. Kierownik placówki udał, że zgadza się na łapówkę i aby zdemaskować Piotra J., zaangażował do sprawy detektywa. Przeciwko nieuczciwemu inspektorowi jest już gotowy akt oskarżenia
Oskarżony to 52-letni Piotr J. Obecnie były już pracownik PIP. Jak ustaliła Prokuratura Rejonowa w Legnicy latem br przeprowadzał kontrolę w jednym z legnickich hoteli. Sprawdzał, czy nie zatrudnia się w nim ludzi na czarno i czy właściciel odprowadza składki na ubezpieczenie społeczne. Gdy znalazł nieprawidłowości, złożył kierownikowi hotelu ultimatum: pieniądze albo kieruje sprawę do sądu.
Kierownik udał, że woli dać łapówkę. Umówił się na jej przekazanie. Tego samego dnia wynajął firmę detektywistyczną, by nagrała moment wręczenia łapówki.
Mężczyźni spotkali się 8 lipca na stacji benzynowej. Hotelarz przygotował dla Piotra J. kopertę z pociętymi kartkami papieru, i czekał na urzędnika w samochodzie. Operacja przebiegła sprawnie – detektywowi udało się nagrać łapówkarza jak chowa kopertę. Przestępstwo uwiecznił też monitoring zainstalowany na stacji. Nagranie trafiło do kierownika legnickiego oddziału Państwowej Inspekcji Pracy, który niezwłocznie złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
- Piotr J. usłyszał zarzut tego, że w związku z pełnieniem funkcji publicznej inspektora pracy w PIP Oddział w Legnicy w trakcie prowadzonej kontroli uzależnił wykonanie czynności służbowej polegającej na skierowaniu wniosku do sądu o ukaranie za ujawnione nieprawidłowości od otrzymania korzyści majątkowej w kwocie 2.000 zł – informuje prokurator Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy. - Jest to przestępstwo tzw. łapownictwa biernego zwane też sprzedajnością pełniącego funkcję publiczną, określone w art. 228 § 3 i § 4 kk. Grozi za nie kara od 1 roku do 10 lat pozbawienia wolności.
Piotr J. został przesłuchany w charakterze podejrzanego. Początkowo przyznał się i złożył wyjaśnienia. Ostatecznie jednak swe przyznanie odwołał.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI