Sąd Okręgowy w Legnicy był zmuszony odroczyć trzy zaplanowane na październik posiedzenia w sprawie mecenasa Zbigniewa K. oraz pracownic jego kancelarii, oskarżonych o malwersacje finansowe na dużą skalę. Zbigniew K. nie pozwala, by proces toczył się bez jego obrońcy, a obrońcę prześladuje prawdziwy pech.
Sprawa dotyczy przywłaszczenia ponad 1,8 mln zł na szkodę 163 klientów oraz współpracowników legnickiej kancelarii adwokackiej. Zgodnie z zapowiedzią sądu sprzed półtora miesiąca, wczoraj wyjaśnienia miała składać Elżbieta W. – dzieląca ławę oskarżonych ze Zbigniewem K. dyrektor ds. ekonomiczno-finansowych w jego kancelarii. Nie doszło do tego. Zaraz po wejściu do sali mecenas Zbigniew K. złożył wniosek o odroczenie rozprawy ze względu na stan zdrowia jego obrońcy. Okazało się, że w połowie ubiegłego tygodnia obrońca wylądował w szpitalu z zatorem płucnym, w związku z czym nie może być obecny w sądzie. Aby nie narazić się na zarzut pogwałcenia prawa Zbigniewa K. do obrony, sędzia Andrzej Szliwa był zmuszony odwołać wszystkie zaplanowane na październik wokandy w tej sprawie. Proces zostanie wznowiony 8 listopada. Sąd zapowiedział stanowczo, że jeśli adwokat znowu będzie nieobecny, to Zbigniewowi K. zostanie wyznaczony obrońca z urzędu.
Odkąd 4 września ruszył proces mecenasa Zbigniewa K., jego obrońca jeszcze ani razu nie pojawił się na sali sądowej. Na pierwszej rozprawie Zbigniew K. poinformował, że adwokat jest w sanatorium. Gdy sąd zaczął badać szczegóły, okazało się, że obrońca, faktycznie, pojechał do sanatorium – ale nie jako kuracjusz, tylko jako… kierowca córki, skierowanej tam przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Na następnym posiedzeniu Zbigniew K. poinformował, że wracając z sanatorium jego obrońca miał wypadek samochodowy. Relacja brzmiała dramatycznie. Wczoraj informując o zatorze płucnym adwokata mecenas Zbigniew K. wyraził zdumienie: – Nikt nie przypuszczał, że skromny wypadek drogowy będzie miał taką kontynuację.
Seria niefortunnych przygód obrońcy sprawia, że proces Zbigniewa K. nie toczy się tak sprawnie, jak zaplanował to legnicki sąd. Dodatkowo może irytować sposób, w jaki wiadomości o kolejnych przygodach adwokata docierają do Legnicy. Na ogół o kolejnych niefartach sąd dowiaduje się dopiero na sali rozpraw, od oskarżonego, który zaraz potem domaga się, by nie wykonywać żadnych czynności pod nieobecność jego obrońcy. Zbigniew K. zapewnia, że razem ze swoim pełnomocnikiem nie mają na celu obstrukcji procesu, choć nie tylko dla postronnych obserwatorów sprawa może wyglądać inaczej.
Wczoraj sędzia Andrzej Szliwa dał wyraz swej irytacji, zapowiadając stronom, że sąd nie da się wodzić za nos. Zbigniew K. zareagował na te słowa oburzeniem. Kazał zapisać w protokole rozprawy, że sędzia jest subiektywie nastawiony. Poprosił o zgodę na nagrywanie rozpraw telefonem komórkowym, by móc wykorzystać to w przyszłości do obrony. Sędzia Szliwa bez oporu zgodził się na jego wniosek. Za słowa o wodzeniu za nos spokojnie przeprosił, gdy dostał dokumenty potwierdzające pobyt obrońcy Zbigniewa K. w szpitalu.
Kancelaria Zbigniewa K. specjalizowała się w dochodzeniu odszkodowań za wypadki komunikacyjne i inne szkody. Zdaniem prokuratury, wyłudzała i przywłaszczała sobie cudze pieniądze na wiele sposobów, nie stroniąc przy tym od podrabiania podpisów, fałszowania dokumentów, oszukiwania sądów i osób, które powierzyły jej swoją sprawę. Wśród poszkodowanych są też współpracownicy kancelarii, którzy nie dostali należnej prowizji za pozyskanie dla niej klientów. Według prokuratury, wartość szkody wyrządzonej przez Zbigniewa K., Elżbietę W. i Dorotę Ś. wynosi ponad 1,8 mln zł. Oskarżeni nie przyznają się do zarzutów. Twierdzą, że są niewinni.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI