Rząd Mateusza Morawieckiego zaprosił samorządy Zagłębia Miedziowego do wspólnego dziobania KGHM. Na pewno nie o to chodziło górnikom, gdy prosili premiera, by ratował ich miejsca pracy.
Sięgam po list zaadresowany do premiera Mateusza Morawieckiego. W lutym 2018 roku napisał go Józef Czyczerski – przewodniczący Sekcji Krajowej Górnictwa Rud Miedzi NSZZ Solidarność, który zna sytuację w KGHM nie tylko od strony załogi, bo zasiada też w radzie nadzorczej lubińskiej spółki i ma dostęp do poufnych dokumentów na temat jej kondycji. List dotyczył nadmiernego obciążenia podatkiem miedziowym. „Dzisiaj już widać, ż KGHM tego nie udźwignie. Wskutek wprowadzenia podatku, jedna z kopalń jest trwale nierentowna, a rentowność pozostałych kopalń systematycznie spada. Czy to zamierzony skutek wkalkulowany w analizy rządu?” – pytał związkowiec premiera Morawieckiego. Przypominał składane mieszkańcom Lubina i Legnicy deklaracje Prawa i Sprawiedliwości z 2015 roku, że po dojściu do władzy podatek zostanie zlikwidowany lub znacząco złagodzony.
Niemożliwe, aby politycy PiS-u nie zdawali sobie sprawy z wyniszczającego wpływu tej daniny na kondycję Polskiej Miedzi, bo przecież mówili o tym trzy lata, do 2015 roku włącznie. Beata Szydło na dwa miesiące przed tym, jak została premierem rządu, udzieliła wywiadu portalowi Dziennik.pl. Zapytana, czy PiS utrzyma podatek, odpowiedziała zdecydowanie, że nie. „To zamach na kasę: wprowadzono go z bezradności, żeby załatać dziurę budżetową. Szukano pieniędzy i trafiło na KGHM. Kuriozum! Utrzymanie tej daniny, tak jak i jej wprowadzenie, byłoby działaniem na niekorzyść interesu polskiej gospodarki.” – twierdziła w październiku 2015 roku.
PiS może nie czuje się komfortowo z tym, że – jak to zgrabnie ujęła Beata Szydło – działa na niekorzyść interesu polskiej gospodarki. Czy wystarczy podzielić się truchłem z gminami, by sumienie gryzło trochę mniej?
Piotr Kanikowski