Dzisiaj w naszym przedszkolu mieliśmy bawić się kolejką. Kolejkę ma Czarek z Jurkiem, ale sobie nią nie pojeżdżą, bo Mateusz nie da im torów.
Ale co tam przedszkole! Sytuacja wygląda tak, że państwowa spółka PKP Polskie Linie Kolejowe modernizuje linię kolejową nr 289 Legnica – Lubin – Rudna Gwizdanów. Zgodnie z planem, cała inwestycja ma się zakończyć w połowie 2019 roku, czyli akurat na wybory parlamentarne. Premier Mateusz Morawiecki na konwencji wyborczej PiS-u we Wrocławiu zapowiedział, że odbuduje niedobudowane przez Platformę Obywatelską tory. Na pewno w stosownym czasie pojawi się w Lubinie, by powiedzieć, że odbudował.
Marszałkowska spółka Koleje Dolnośląskie czeka na moment, kiedy będzie mogła puścić po zmodernizowanych torach swoje wspaniałe pociągi. Z dokumentów PKP Polski Linie Kolejowe wywnioskowała, że odcinek Legnica-Lubin będzie ukończony do 9 grudnia 2018 r., więc marszałek Cezary Przybylski z wicemarszałkiem Jerzym Michalakiem obiecywali od 10 grudnia wznowienie połączeń pasażerskich na tej trasie.
Tu włączył się prezydent Lubina Robert Raczyński, który wprawdzie nie ma ani torów, ani lokomotywy czy wagonów, ale tak jak marszałkowie szykuje się do wyborów samorządowych, więc akurat bardzo chciałby przychylić mieszkańcom nieba. W lutym wymógł na wicemarszałku Jerzym Michalaku deklarację, że jeśli postęp remontu na to pozwoli, pociągi Kolei Dolnośląskich zaczną wozić pasażerów jeszcze w październiku, z początkiem roku akademickiego. Deklaracja była dmuchana jak ryż, ale sprawiła wszystkim dużo radości, dowodząc, że władze samorządowe w Lubinie i we Wrocławiu z troską pochylają się nad problemami komunikacyjnymi mieszkańców.
Okazuje się, że końcowy głos należy jednak do tego, kto ma tory. PKP Polskie Linie Kolejowe właśnie dały do zrozumienia, że reaktywacja połączeń będzie możliwa dopiero po ukończeniu całej inwestycji, czyli w połowie roku 2019. I oto za jednym zamachem obietnice samorządowców okazały się funta kłaków warte, a wagi nabrało słowo premiera. Tak się robi politykę!
Piotr Kanikowski