Prezydent Gdańska szedł na czele Marszu Równości zorganizowanego przez środowiska LGBT. Prezydent Koszalina stanął u boku biskupa przy okazji Marszu dla Życia i Rodziny. Prezydenci Poznania i Słupska dołączyli do kobiet podczas Czarnego Protestu. Prezydent Nowego Sącza wyszedł naprzeciw manifestantom z KOD-u, by przekonywać ich, że demokracji w Polsce nic nie grozi. Tych kilka przykładów pokazuje, że są w Polsce samorządowcy, którzy nie boją się zabierać głosu w ważnych ideowych sporach i wspierać sprawy, w które wierzą.
Tadeusz Krzakowski do nich nie należy. Nawet legitymację członka Sojuszu Lewicy Demokratycznej upchnął głęboko w szafce z bielizną, aby nie drażnić czerwienią co wrażliwszych na ten kolor wyborców. Odnoszę wrażenie, że silniej niż jakiekolwiek idee definiuje go niechęć do niektórych ludzi – Głomba, Rabczenki, Kupaja, Huzarskiego… Jest trwała. Nie podlega erozji, w odróżnieniu od politycznych poglądów, które prezydent Legnicy jest gotów odwiesić na kołek dla realizacji doraźnych, koniunkturalnych celów. Ta niemal programowa bezideowość pozwala mu przez szereg miesięcy ignorować destrukcję demokratycznych struktur państwa i układać się z lokalnymi przedstawicielami PiS-u, a potem – w momencie, kiedy dalsze lawirowanie w mętnej wodzie stało się niemożliwe – domalowywać sobie twarz obrońcy swobód obywatelskich.
Piszę to w kontekście Karty Samorządności, którą na wniosek przedstawicieli klubu Tadeusza Krzakowskiego przyjęła w poniedziałek Rada Miejska Legnicy. Trudno mi zignorować fakt, że pół roku wcześniej działania tego samego środowiska zablokowały inicjatywę obywateli Legnicy domagających się od władz samorządowych deklaracji poszanowania dla orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego. Przecież już wtedy wysiłki funkcjonariuszy PiS-u niosły zagrożenie dla funkcjonowania sądów, prokuratury, mediów publicznych; także dla niektórych wolności, na co zwracał uwagę m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar.
Trwa wielki spór o Polskę. Ale choćby konflikt PiS-u z samorządowcami eskalował, nie łudzę się, że kiedykolwiek zobaczę Tadeusza Krzakowskiego na którymś z marszów KOD-u, gdzie klaruje się linia frontu. Prezydent Legnicy nie zrobi tego z dwóch powodów. Po pierwsze, wymagałoby to podania ręki Jackowi Głombowi. Po drugie, musiałby pokazać publicznie, po której jest stronie. A to mu się przed wyborami nie opłaci.
Piotr Kanikowski