Jeżeli spojrzeć na radę gminy jako na sito, które dobre pomysły przepuszcza, a złe zatrzymuje, to w Legnicy ów mechanizm nie działa. Gdy radni pochylają się do mikrofonów, z ich słów bije troska o miasto. A w tym samym czasie pod stołem toczy się obłudna, cyniczna gra o jakieś drobne polityczne profity.
Cel gry, którą podczas poniedziałkowej sesji prowadził z prezydentem Klub Radnych Prawa i Sprawiedliwości, pozostaje zakryty. Za to jej reguły są jasne jak słońce dla wszystkich, którzy obserwowali poniedziałkowe obrady.
Pod głosowanie trafił kontrowersyjny plan zagospodarowania przestrzennego dla terenu przed dworcem PKP, W dyskusji nad zaletami i wadami tego opracowania radni PiS-u (Adam Wierzbicki, Zbigniew Bytnar, Wacław Szetelnicki) mówili jednym głosem z radnymi Platformy Obywatelskiej (Jarosławem Rabczenko, Maciejem Kupajem). Zwracali uwagę na brak parkingów i zagrożenia związane ze zlokalizowaniem w zabytkowym centrum miasta, przy korkującej się ulicy, kolejnego hipermarketu. Kwestionowali sens wydania 15-17 mln zł z budżetu Legnicy na niefunkcjonalne, za małe w stosunku do potrzeb centrum przesiadkowe. Kręcili głowami na pomysł prezydenta, by ruch tranzytowy obsługiwało jakieś drugie, zlokalizowane na obrzeżach miasta. Uznali za błąd bierność ratusza, przez którą strategiczny z puntu widzenia interesów gminy teren przy dworcu dostał się w prywatne ręce. Wątplii, czy właściciel gruntu będzie skłonny odstąpić miastu 1,5-hektara bez zysku. W ciągu kilkudziesięciu minut posłali w stronę Tadeusza Krzakowskiego dość sygnałów, by zrozumiał, że za chwilę do spółki z PO uwalą projekt uchwały, nad którym w urzędzie pracowano kilka lat. I wtedy przewodniczący Wacław Szetelnicki (PiS) ogłosił 10 minut przerwy. Na targi w kuluarach, Gdy po przerwie wznowiono obrady, radni PiS zagłosowali en bloc w taki sposób, by zły – jak twierdzą – projekt mimo wszystko przeszedł.
Nie mam pojęcia, co klub Prawa i Sprawiedliwości zyskał za tę bezczelną woltę. Cena, jaką zapłacono, jest niewielka: to raptem kilka przerobionych na cholewę gęb.
Piotr Kanikowski