Serce mi dzisiaj zamarło, gdy zobaczyłem, jak robotnicy okładają styropianem boczną ścianę kamienicy na rogu ul. Bolesława Chrobrego i Kartuskiej. W imię termomodernizacji i estetyzacji przepadło jedno z moich ulubionych miejsc w Legnicy.
Kilkanaście miesięcy temu dziennikarze z Newsweeka przyjechali zrobić reportaż o tym, jak w Legnicy, która chciała być miastem wielu kultur, powoli budzą się brunatne zmory. Dopytywali o miejsca, gdzie można zobaczyć swastykę, hasło “White Power” lub inne ślady aktywności neofaszystów. Nie znałem takich. Trochę dla świętego spokoju zaprowadziłem ich jednak na ul. Kartuską, pod zawieszoną na ceglanej ścianie reklamę “FRYZJERSTWO, MANICURE, PEDICURE, MAKIJAŻ, PRZEDŁUŻANIE PAZNOKCI, PRZEKŁUWANIE USZU”. Aż jęknęli, gdy zobaczyli, że poniżej ktoś czarną farbą wymalował kotwicę Polski Walczącej i wykaligrafował dedykację: “TO JEST HOŁD DLA TYCH, CO NOSZĄ BLIZNY, CO PRZELALI KREW”.
W Legnicy, na rogu ul. Bolesława Chrobrego i Kartuskiej, konfrontowały się dwa światy. Na pragmatyczną, banalną rzeczywistość wolnego rynku, w którym firma z branży beuaty informowała klienta o szerokim zakresie usług dla ciała, w absurdalny sposób nałożyła się sfera ducha. Podniosły, histeryczny apel graficiarza, by pamiętać o bohaterach Polski Walczącej, przez niefrasobliwość apelującego zlał się z wizją krwi z ucha draśniętego palcem kosmetyczki i blizn po piercingu. Komiczny efekt na pewno był niezgodny z intencjami patrioty i urągał politycznej poprawności, ale celnie puentował zjawisko taniego popkulturowego patriotyzmu.
Lubiłem to miejsce. Jeszcze bardziej od czasu, gdy po sąsiedzku powieszono ogromny portret majora Władysława Dybowskiego, legnickiego Żołnierza Wyklętego, wzmacniając wrażenie absurdu. Tu można było złapać dystans do obłędu, którego śladów szukała rok temu ekipa z Newsweeka. Teraz zastanawiam się już tylko, jak szybko zatrze się pamięć o bliznach przykrytych styropianem.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI