On szedł jak pies na czworaka, czepiając się ławek, murków, płotków ? i nic nie wskazywało, że idzie do domu kultury. Przeciwnie, wszystko wskazywało, że w tym stanie kultura jest mu absolutnie do niczego niepotrzebna. Że nie łaknie wątpliwych duchowych doznań, bo poił się siarczystym duchem cały wieczór i duch go od stóp do głowy wypełnia. Ba, duch go, potykając się, niesie.
Źle wyglądał, nawet jak na niesionego duchem psa. Niski, łysy, garbaty; w rozchełstanym płaszczu uwalanym dookoła błotem ? widać nie zawsze trafił na podporę. Próbowałem go ominąć, ale ? niczym mistrz Shaolin ? przewidział mój manewr, spazmatycznie szarpnął bezkształtnym kadłubem i wczepił się pazurami w moją kurtkę.
Spojrzał w oczy.
-Zie jest.. ? wybełkotał -?dophh hhultury?
- Dom kultury? – upewniłem się.
- Ta. Dophh hhultury.
- Tam ? pokazałem ręką na świetlistą łunę wychylającą się zza bloku. Liczyłem, że widząc światło mistrz Shaolin uwolni mnie i będę się mógł oddalić w przeciwnym kierunku. Łatwowiernie uwierzyłem relacjom z ?Życia po życiu? , że tak właśnie w zetknięciu ze światłem postępują duchy. Ten jednak zawisł na mnie bezwładnie, inwokując:
- Paanie! Paanie! Zaphrrrować mnie pan do dophu hhultury.
- Nie mogę.
- Zaphrrrować mnie pan boćć człowiehh do dophu hhultury boćć człowiehh paaanie?
Sytuacja była beznadziejna. I gdyby nie taktyczny błąd, nie miałbym wyjścia. Gdyby nie taktyczny błąd, musiałbym skapitulować. Broniłbym się jeszcze jakiś czas, a potem ? zrozumiawszy że się nie uwolnię ? zatargałbym go rozpaczliwie do tego cholernego dophu hhultury. Na szczęście nawet mistrzowie Shaolin popełniają taktyczne błędy. Mój ? przy setnym lub dwusetnym ?Pannie? ? złożył dłonie jak do modlitwy i ukląkł przede mną na betonie.
- Spieszę się. Ale niech pan idzie tą drogą ? pomachałem mu ręką, wskazując mniej więcej kierunek, i wolny, nareszcie wolny, dałem nura w ciemność.
Ciemność była podwójna, jak ser w tych droższych, wysokokalorycznych tostach: dotykalna z wierzchu, metaforyczna pod spodem. Pierwszą pośrednio zawdzięczałem zepsutej latarni. Druga sączyła się z mej mrocznej duszy i z czasem przybrała postać ręki grożącej palcem, że łaknącego kultury człowieka nie podprowadziłem do wodopoju, który ugasiłby zarówno jego pragnienie, jak i moje wyrzuty sumienia.
Prawdę gadał Stalin, że kino to najważniejsza ze sztuk. Do kin wchodzi właśnie film Wojciecha Smarzowskiego ?Pod mocnym aniołem?. Znam książkę Jerzego Pilcha i cenię ją, ale dopiero jej ekranizacja wywołała wśród Polaków poruszenie godne frazy, jaką z kart powieści i wielkiego ekranu przemawia alter ego pisarza. Za filmem Smarzowskiego idzie zarazem fama, że wystarczy go obejrzeć, by poczuć organiczny wstręt do alkoholu.
Mój Boże, jeśli była by to prawda, wraz z datą premiery zaczęłyby się gigantyczne rekolekcje. Ogólnonarodowa terapia odwykowa w kinowych fotelach. Mitingi AA przy popcornie. I nowa Rzeczypospolita. Chyba piąta w kolejności.
Piotr Kanikowski
PS: Nowy numer 24 Tygodnika Legnica – Lubin już jest dostępny. Szukajcie nas Państwo w urzędach, sklepach, przychodniach…