“Nie będziemy (…) obsługiwać każdego przystanku na trasie tylko dlatego, że istnieje, i nie ma to nic wspólnego z wykluczeniem transportowym” – pisze Patryk Wild, radny dolnośląskiego Sejmiku w Rynku Kolejowym. Zapowiada systemowe uregulowanie tej sprawy i wprowadzenie do oferty Kolei Regionalnych “regionekspresów Wrocław – Środa Śląska – Legnica – Lubin – Głogów”.
Problem pojawił się po raz pierwszy przy okazji przywracania ruchu pasażerskiego na linii 289 Legnica – Lubin jako następstwo zatargu pomiędzy prezydentem Lubina Robertem Raczyńskim, a wójtem gminy Lubin Tadeuszem Kielanem. Koledzy Raczyńskiego z Bezpartyjnych Samorządowców rządzący w Kolejach Dolnośląskich oraz Urzędzie Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego, zdecydowali, że pociągi nie będą zatrzymywać się w żadnej wiosce miedzy Lubinem a Legnicą. Dwudziestokilometrowy dystans pomiędzy obu miastami miały pokonywać za jednym zamachem. Dopiero protest mieszkańców pominiętych stacji (Rzeszotary, Raszówka, Chróstnik, Gorzelnin), którzy wyszli na tory i zablokowali ruch pociągów, skłonił władze województwa do wycofania się z tej decyzji.
Decyzja o niezatrzymywaniu się pociągów na wyremontowanych za unijną kasę przystankach ocierała się o absurd. Na początku nie chciano w nią wierzyć, bo przecież za rządów byłego prezesa Kolei Dolnośląskich Piotra Rachwalskiego spółka przygotowywała się do obsługi mieszkańców Gorzelina, Chróstnika, Raszówki i Rzeszotar tak samo jak do wożenia lubinian. Tyle, że w 2019 r. w KD rządził już nie niezależny Rachwalski, ale polityk Bezpartyjnych Samorządowców Damian Stawikowski, jeden z najbardziej zaufanych ludzi prezydenta Roberta Raczyńskiego.
Jak uzasadniano pozbawienie mieszkańców wsi możliwości podróżowania pociągiem z własnej stacji? Najpierw mówiono o potrzebie zagwarantowania mieszkańcom Lubina dojazdu do Wrocławia w czasie 100 minut. Potem o braku infrastruktury (parkingów, dróg dojazdowych) przy omijanych stacjach. Teraz na portalu rynek-kolejowy.pl Patryk Wild używa innego argumentu. “Wytłumaczenie jest najzwyczajniej fizyczne: 170-tonowy pociąg regionalny typu Impuls WE45, jadący 130 km/h, to nie busik jadący 40 km/h przez teren zabudowany. Jego zatrzymanie i rozruch to wydatek energetyczny na poziomie 20-30 kilowatogodzin i kilkudziesięciu złotych oraz każdorazowo strata minuty czasu jazdy dla wszystkich pasażerów, których przewozi. Taki pojazd nie może zatrzymywać się co chwilę, po to by zabrać z lasu trochę świeżego powietrza i może jednego pasażera raz na kilka kursów. Realizacja oczekiwań zatrzymywania się w każdym sołectwie na trasie, nawet co kilometr lub dwa (a nawet zupełnie poza miejscowościami, w lesie, daleko od najbliższych domów – tylko dlatego, że ktoś wybudował tam peron) prowadzi do pogarszania oferty transportu regionalnego.”
Moje trzy grosze: Patryk Wild jest radnym Bezpartyjnych Samorządowców. Opublikowany na portalu rynek-kolejowy.pl artykuł świadczy, że rządzący Dolnym Śląskiem politycy chcą ograniczyć mieszkańcom wsi dostęp do kolei. Składane przez Wilda zapowiedzi stawiają w nowym świetle pomysł modernizacji (odbudowy) linii kolejowych 284 Legnica – Lwówek Śląski oraz 383 Lwówek Śląski – Jelenia Góra, dzięki czemu w 2021 roku (?) Koleje Dolnośląskie będą mogły uruchomić połączenia pasażerskie na trasie Legnica – Jelenia Góra przez Złotoryję i Lwówek Śląski. Pomiędzy Złotoryją a Lwówkiem Ślaskim rozciąga się region wykluczenia społecznego, z dużym bezrobociem i niedostatecznym transportem publicznym. Marszałkowska kolej mogłaby mu pomóc w rozwoju. O ile zechce wyhamować swoje wspaniałe Impulsy w Jerzmanicach Zdroju, Pielgrzymce, Czaplach, Nowej Wsi Grodziskiej, Skorzynicach i Płakowicach…
Piotr Kanikowski
FOT. UG.LUBIN.PL