Był styczeń roku 1980. Ksiądz Franciszek Gumulak zaparkował malucha obok kościółka w Grodźcu, wyjął z kieszeni płaszcza wielki klucz, pogmerał nim chwilę w poniemieckim zamku. Kiedy poczuł, jak zapadnie puszczają, nacisnął klamkę, pchnął ciężkie drzwi i pobiegł do zakrystii, aby zapalić państwu inspektorom światło.
Po wejściu do środka urzędnicy od konserwatora zabytków sięgnęli po zdjęcia zrobione w 1966 roku, podczas poprzedniej kontroli. Czarno-białe fotografie przedstawiały cztery witraże – ostatki z bezcennej kolekcji, która przywędrowała do wsi w XIX wieku wraz z Christianem Wilhelmem Benecke i jego pieniędzmi. Wszyscy spojrzeli w okna i zamarli. Witraży nie było.
Bankier z Berlina
Przed czterdziestką Benecke był jednym z najbogatszych handlowców i bankierów w całych Prusach. Należały do niego kopalnie kobaltu w norweskim Modum oraz liczne nieruchomości, m.in. wyspa na rzece Hawela i prestiżowe kamienice w centrum Berlina. Zabiegając o tytuł szlachecki, w 1823 roku za 350 tysięcy talarów odkupił od hrabiego Hochberga 5 tysięcy hektarów w Grodźcu. W nowej posiadłości bankier planował urządzić rodową rezydencję. W jej skład wchodziły zamek, kościół i barokowy pałac wraz z rozległym parkiem.
Ambicje Christiana Wilhelma Benecke znalazły spełnienie w roku 1829, gdy cesarz Fryderyk Wilhelm III nadał mu tytuł hrabiego, herb i przydomek „von Gröditzberg”. W tym samym roku u nieznanego strasburskiego Żyda bankier kupił za 1,5 tys. talarów 156 witraży, które wcześniej należały do szwajcarskiego poety, malarza i rysownika Johana Martina Usteri. Przewiózł je do Grodźca i zgodnie z ówczesną modą „na starożytność” kazał zamontować w oknach zamku, pałacu i kościoła. Kuły w oczy starą śląską szlachtę, która z poczuciem wyższości spoglądała na urządzającego się za miedzą nuworysza.
Święci docięci do okna
Według historyków sztuki, kolekcja witraży przejęta przez Benecke po Usterim należała do najcenniejszych w Europie. Były w niej dzieła wybitnych szwajcarskich witrażystów z XV i początków XVI wieku, zdemontowane m.in. z ratusza w Lachen oraz z klasztorów w Wald, Bubikon i Zurychu. 34 wstawiono w okna zamku w Grodźcu. Dzięki przewodnikowi Ewalda Wernickego z roku 1880 wiemy, że były tam np. wizerunek bohatera rzymskiej legendy Mucjusza Scevoli pochwyconego podczas zamachu na etruskiego króla Porsennę, biblijna scena z Judytą trzymającą odciętą głowę Holofernesa, portrety św. Jana Chrzciciela, św. Feliksa oraz św. Krzysztofa zatopionego w modlitwie przed krucyfiksem. Część witraży przedstawiających m.in. świętych, święte i joanickich komturów Benecke polecił zamontować w pałacu, w którym zamieszkiwał po przyjeździe z Berlina, i w kamiennej wieży w parku. Siedem przekazał do sąsiadującego z zamkiem „Begkirche” – żebraczego kościółka św. Jerzego (obecnie Narodzenia Najświętszej Marii Panny) w Grodźcu.
Według historyczek sztuki Magdy Ławickiej i Agnieszki Goli z Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu – autorek naukowych publikacji o witrażach z Grodźca – Christian Wilhelm Benecke nie w pełni zdawał sobie sprawę z wartości artystycznej swojej kolekcji. „Nie traktował jej z nadmiernym pietyzmem – przycinając i sztukując witraże do kształtu okien” – piszą Ławicka i Gola na portalu barwyszkla.pl. Część szkieł została wówczas uszkodzona. Zespoły witraży, które w zamyśle szwajcarskich twórców miały stanowić całość, na polecenie bankiera niefrasobliwie rozdzielono i zamocowano w różnych budynkach.
Wszystko na sprzedaż
33 lata po śmierci Christiana Williama rodzina Benecke pozbyła się majątku w Grodźcu, odsprzedając go w 1893 roku za 1,8 mln marek hrabiemu Leonardowi Amadeuszowi Maksymilianowi Henkel von Donnersmarck, saskiemu generałowi porucznikowi w stanie spoczynku i tajnemu radcy. Nowy właściciel szybko zaczął wyprzedawać wyposażenie zamku. 18 witraży z Grodźca wystawił anonimowo na aukcji w berlińskim domu Grünfelda, co wywołało ogromne poruszenie wśród szwajcarskich muzealników. Ławicka i Gola przypuszczają, że kilka trafiło wówczas do Anglii, gdzie ślad po nich zaginął. 11 sztuk zostało uratowanych dzięki Landesmuseum w Zurychu, które zakupiło je za pośrednictwem fundacji Gotfrieda Kellera. Szwajcarzy zidentyfikowali je jako część kolekcji Usteriego, która od kilkudziesięciu lat była traktowana jako zaginiona. Wszczęli śledztwo, które szybko doprowadziło ich do Grodźca. Zaproponowali htabiemu transakcję. Von Donnersmack zgodził się odsprzedać za 80 tysięcy marek 108 witraży z zamku i pałacu. Pieniądze wyłożyły wspólnie Fundacja Gotfrieda Kellera oraz zuryskiego Landesmuseum.
„Szwajcarzy chcieli odkupić również siedem witraży z kościoła zamkowego w Grodźcu.” – piszą w Barwach Szkła Magdalena Ławicka i Agnieszka Gola. „W literaturze znalazłyśmy informację, że muzeum w Zurychu oferowało za nie 1000 marek. Ponieważ jednak były one elementem wystroju świątyni, na ich wywóz nie zgodził się ówczesny pruski minister do spraw wyznań. Biorąc pod uwagę ich dalsze losy, należy żałować, że tak się nie stało” – konstatują wrocławskie badaczki.
Ksiądz i czarna dziura
Mają rację. Z 7 szwajcarskich witraży, które za Christania Wilhelma Benecke zostały zamontowane w kościele w Grodźcu, jeden już w 1897 roku był praktyczne pustą ramą z inskrypcją. Napis sugerował, że artysta oddał w szkle anioła zwiastującego Abrahamowi narodziny syna. Od dawna nie ma po tym dziele śladu. Wygląd trzech z sześciu witraży, które przetrwały II wojnę światową, znamy głównie dzięki zdjęciom, jakie w 1966 roku zrobili w kościółku pracownicy urzędu konserwatorskiego. Założyli im karty zabytków i odjechali. Potem jest czarna dziura. Czarna dziura rozciąga się w czasie aż do stycznia 1980 roku, kiedy konserwator zabytków przysłał do księdza Gumulaka kolejną kontrolę. Ksiądz pobiegł do zakrystii zrobić pstryk i w elektrycznym świetle stało się jasne, że trzy szwajcarskie witraże zniknęły. Złodziej musiał się znać na sztuce, bo wybrał najcenniejsze.
- Wydaje mi się, że widziałem je jako dziecko – przypomina sobie Wiesław Surówka, mieszkaniec Grodźca i ekspert od jego dziejów.
Jeśli Surówka się nie myli, do kradzieży musiało dojść nie wcześniej, jak pod koniec lat siedemdziesiątych. Ksiądz Franciszek Gumulak, który był wówczas proboszczem, nie pomoże w ustaleniu szczegółów, bo nie żyje. Do Grodźca dojeżdżał raz lub dwa razy w tygodniu z plebanii w Olszanicy. W prasowych archiwach nie znalazłem wzmianki o okradzionym kościele. Czy ksiądz w ogóle zgłosił sprawę milicji? Dlaczego zaniechał powiadomienia konserwatora zabytków? To pytania, na które nie poznamy odpowiedzi.
Amerykański trop
Zdjęcie jednego z witraży skradzionych z kościoła w Grodźcu pracownice Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu rozpoznały w wydanym w 1989 r w Stanach Zjednoczonych katalogu: „Stained Glass before 1700 in American Collections: Midwestern and Western States”.
Witraż pochodzi z 1620 roku i przedstawia proroka Habakuka, którego anioł za włosy opuszcza do Daniela w jaskini lwów. Do prywatnej kolekcji w Hillsborough w Kaliforni trafił przez Zurych. Z opisu w książce wynika, że przez jakiś czas miała go w swoich zbiorach nieżyjąca już szwajcarska kolekcjonerka Sibyll Kummer- Rothenhäusler. Dlatego Magda Ławnicka oraz Agnieszka Gola przypuszczają, że w Szwajcarii należy szukać też śladów dwóch pozostałych witraży skradzionych przed rokiem 1980 z kościoła w Grodźcu. Ministerstwo kultury deklarowało starania, aby odnaleziony w USA witraż wrócił do Polski. O efektach tych wysiłków cicho. Z informacji zamieszczonej na stronach Corpus Vitrearum – międzynarodowej unii witrażownictwa – wynika, że Daniel wciąż przebywa w jaskini lwów w Kalifornii.
Na wniosek Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu, ostatnie dwa kościelne witraże z kolekcji, którą Benecke kupił w 1823 roku, zostały zdemontowane kilkanaście lat temu i zabezpieczone przez legnicką kurię.
Górnicy w pałacu
Hrabia Leonard A. M. Henkel von Donnersmarck nie wszystkie szwajcarskie witraże z pałacu zdążył wymienić na marki. Dla tych, które przetrwały II wojnę światową, zagrożeniem okazały się rodziny górników z kopalni miedzi Konrad w Iwinach, których komunistyczne władze zakwaterowały w pałacowych komnatach. „Lokatorzy w zastraszający sposób niszczą pałac. Wszędzie spotkaliśmy wiele brudu, a na podwórzu cuchnące śmietniki” – utyskiwał dziennikarz Wiadomości Legnickich w 1960 roku. Marian Listwan, zastępca przewodniczącego Społecznego Komitetu Odbudowy Zamku w Grodźcu, uznał, że nie ma co dłużej kusić losu. Na jego prośbę 6 października 1966 roku wychowankowie Zakładu Poprawczego w Jerzmanicach Zdroju pod nadzorem konserwatora zabytków wymontowali 6 kwater szwajcarskich witraży, które zachowały się w pałacu. Ciężarówka przewiozła je do Muzeum Śląskiego (obecnie Muzeum Narodowego) we Wrocławiu. Wszystkie były w złym stanie: częściowo uszkodzone, pokryte warstwą białej farby kredowej i brudu, zachlapane tynkiem, całkowicie nieczytelne, Złożono je w magazynie i przez kilkadziesiąt lat nawet do nich nie zaglądano. Elżbieta Gajewska-Prorok, kustosz Działu Szkła w Muzeum Narodowym, wspomina, że w 1992 roku po raz pierwszy przemywała je letnią wodą, by zrobić dokumentację fotograficzną i opisy. Czuła się wówczas jak odkrywca skarbu. Bardzo kruchego. Tak delikatnego, że rozpadał się w rękach. Przy próbie podniesienia ze skrzyń szkła wypadały z opraw.
Skarb
Muzeum Uniwersytetu Jagielońskiego w Krakowie przechowuje 8 innych kwater szwajcarskich witraży z pałacu w Grodźcu. Przywieziono je na Wawel jeszcze w grudniu 1945 roku, kiedy najpierw Rosjanie, a potem Polacy wywozili ze Śląska wszystko, co zostało po Niemcach. Kilkadziesiąt lat trwała ich żmudna konserwacja. Także „wrocławska” część kolekcji została w 2013 roku wyciągnięta z magazynu, poddana badaniom, konserwacji i restauracji. Muzeum Narodowe od pięciu lat chwali się tym skarbem. Według badaczy,14 witraży, które pozostały w Polsce po hrabim Christnianie Wilhelmie Benecke von Gröditzberg, mają dziś 589- 594 lata. To chyba całkiem długi żywot jak na kruche szkło i wyjątkowo niespokojny fragment Europy.
FOT. WIKIPEDIA
FOT. CORPUSVITREARUM.US
FOT. MUZEUM NARODOWE WE WROCŁAWIU