Dużo dymu i ognia, Marcin Prokop w roli wodzireja, zapierające dech akrobacje Ocelota, urocze dziewczyny w sukniach z miedzi, Ernest Staniaszek – finalista Voice of Poland – i Zakopower jako wisienka na torcie. Pierwszej publicznej prezentacji nowego logo KGHM w legnickim hotelu Qubus towarzyszyła oprawa godna oscarowej gali. Decyzja o zmianie logo nie została jeszcze zaakceptowana przez radę nadzorczą spółki, ale po takim wieczorze sprawa wydaje się przesądzona.
Nowe logo to biały romb wpisany w sześciokąt i umieszczony obok liter KGHM. Drugi człon nazwy spółki – Polska Miedź – już się w nim nie pojawia, choć nie znika zupełnie; będzie nadal obecny w oficjalnych dokumentach i publicznym obiegu. Skąd ta zmiana?
- W Polsce KGHM jest świetnie postrzegany – mówi Krzysztof Tomczak, dyrektor do spraw badań agencji Millward Brown. – Ale ponieważ spółka staje się firmą globalną, musi zadbać o swój wizerunek na świecie. Nowa marka ma pomóc w zdobywaniu dobrych zagranicznych pracowników, którzy będą wybierać pomiędzy KGHM-em a prestiżowymi firmami. Chcąc mieć najlepszą załogę, trzeba zrobić taki krok.
Przed wprowadzeniem nowego logo przeprowadzono badania nad wizerunkiem lubińskiej firmy. Okazało się, że używanie wyrażenia “Polska Miedź”, nawet w angielskiej wersji “Polish Cooper”, byłoby problematyczne dla cudzoziemców. Propozycja uproszczenia marki do czterech liter (KGHM) i stylizowanego rombu nie wszystkim się jednak podoba. Protestują przeciwko niej związkowcy. Trzej reprezentanci załogi z rady nadzorczej spółki wystosowali do prezesa Herberta Wirtha pismo, w którym wyrażają dumę z hasła KGHM Polska Miedź S.A. i sprzeciwiają się próbom majstrowania przy nazwie firmy. Według Bogusława Szarka operacja będzie kosztowała co najmniej 2 miliony złotych.
Spółka na razie nie oszczędza na promocji nowej marki. Podczas olśniewającej gali w hotelu Qubus 400 gości KGHM zostało przyjętych po królewsku. Członkowie zarządu KGHM, odpytywani przez Marcina Prokopa, ze swadą opowiadali o filarach, na których opiera się potęga koncernu, ale też o swojej pracy i zainteresowaniach. Prezes Herbert Wirth pochwalił się gigantyczną kolekcją skał i minerałów oraz nieposkromionym apetytem na wiedzę. Odpowiadający w zarządzie za finanse Jarosław Romanowski – jak się okazało – potrafi dogadać się z Japończykami w ich języku. Wiceprezesi Jacek Kardela i Wojciech Kędzia dzielą zamiłowanie do ciężkich maszyn: pierwszy jeździ czterystukilogramowym cruiserem, drugi kończy remont trójkołowca. Marcin Chmielewski zwierzył się, że kocha sport i chciał być dziennikarzem.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI