Gminy będące właścicielami spółki Sanikom zgodziły się od 1 grudnia podnieść opłatę za zagospodarowanie odpadów – z 300 do 350 zł za tonę. To wciąż nie wystarczy, by zrównoważyć ponoszone przez firmę koszty, więc zarząd Sanikomu zamierza niebawem wnioskować o kolejną podwyżkę. Nie będzie mu łatwo ją przeforsować, bo niektórzy burmistrzowie za bardzo boją się reakcji mieszkańców na rosnące lawinowo ceny.
- Mamy najniższą cenę za przetwarzanie odpadów na Dolnym Śląsku. Ale nie jesteśmy w stanie funkcjonować przy obecnych kosztach – mówi prezes Sanikomu Andrzej Wojdyła.
Decyzja, aby zwiększyć od 1 grudnia stawkę za zagospodarowanie tony odpadów zmieszanych do 350 zł nie załatwia problemu, dlatego zarząd Sanikomu będzie rekomendował udziałowcom kolejną podwyżkę. O ile?
- Jeszcze liczymy. Myślę, że realna stawka to obecnie blisko 400 zł za tonę – mówi Andrzej Wojdyła.
Naprawdę zła wiadomość jest taka, że po tej podwyżce potrzebna będzie kolejena, i kolejna, i kolejna… System będzie je wymuszał aż doprowadzi legalnie działające instalacje do bankructwa i nastąpi totalny krach gospodarki śmieciowej w gminach. Jak?
Sanikom to wspólna spółka 23 dolnośląskich gmin powołana, by zagospodarowywać ich odpady komunalne. Cały tydzień na teren instalacji w Lubawce śmieciarki zwożą odpady produkowane przez mieszkańców Złotoryi, Świerzawy, Jawora, Pielgrzymki, Zagrodna, Męcinki, Mściwojowa, Wądroża Wielkiego, itd. Tu są segregowane na te, które można wykorzystać dalej jako tzw. paliwo alternatywne. oraz na gruz, piasek, kompost i tym podobne niskokaloryczne frakcje preznaczone do składowania. Założenie było takie, że instalacje będą zarabiały na sprzedaży odpadów w charakterze paliwa alternatywnego – i faktycznie, w latach 2013-204 cementownie, elektrownie czy ciepłownie były skłonne płacić za nie po 20-30 zł za tonę. Później same zaczęły żądać dopłat za odbór odpadów do spalenia.
Tak Sanikom znalazł się pod ścianą. Rozporządzenie ministra gospodarki zakazuje składowania odpadów o kaloryczności powyżej 6 MJ/ kg. Folia, papier i tym podobne -szczególnie kłopotliwe dla instalacji – stanowią ok. 10-15 proc. tego, co zwożą do Lubawki śmieciarki. Aby były przydatne dla spalarni, ciepłowni, elektrowni lub cementowni trzeba je najpierw zmielić i zmieszać z gumami. Moc przerobowa instalacji Sanikomu wynosi ok 2 mln ton rocznie. To zdecydowanie nie wystarcza, by przerobić wszystkie tego rodzaju odpady, bo jest ich dwukrotnie więcej: 4-5 mln ton. W związku z tym coraz bardziej rośnie hałda, na której są tymczasowo składowane, a w ślad za nią rośnie należność wynikająca z tzw. opłaty marszałkowskiej (za korzystanie ze środowiska). Aktualnie opłata wynosi 170 zł za każdą tonę odpadów na składowisku. Od 1 stycznia urząd marszałkowski podwyższy ją do 270 zł za tonę, drastycznie zwiększając koszty funkcjonowania Sanikomu.
Wniesienie opłaty marszałkowskiej nie zwalnia przedsiębiorstwa z konsekwencji przepisu, który zezwala składować odpady o kaloryczności powyżej 6MJ/kg nie dłużej niż 12 miesięcy (kiedyś to było 12 miesięcy). Na tej podstawie Wojewódzka Inspekcja Ochrony Środowiska może wymierzać Sanikomowi kary za te odpady, których nie zdołał przetworzyć w odpowiednim czasie. Rachunek będzie rósł.
Do spalenia tony odpadów komunalnych Sanikom dopłacał w 2016 roku 85 złotych. Ta stawka poszybowała do poziomu 500 złotych, bo dwa lata temu Chiny zaprzestały przyjmowania do recyklingu papieru, tektury, tekstyliów, niektórych metali i tworzyw sztucznych a krajowi odbiorcy nie są w stanie podołać skokowemu wzrostowi zapotrzebowania. W Polsce już odbywają się przetargi, w których ceny za odbiór tony tzw. paliwa alternatywnego sięgają 700-800 zł.
Do wzostu stawek przyczynił się także polski rząd. Przy okazji walki z plagą pożarów na dzikich składowiskach, zaostrzył przepisy i wyśrubował wymagania tak bardzo, że część firm zajmujących się recyklingiem zbankrutowała albo zaprzestała działalności. Wszyscy, nie tylko Sanikom, mają obecnie problem ze znalezieniem zakładu, który odbierze od nich odpady komunalne mające więcej niż 6 MJ/kg, i je zutylizuje.
- Podaż przewyższa popyt – mówi Andrzej Wojdyła, prezes Sanikomu.
Na istalacjach rosną hałdy, z którymi nie ma co zrobić, i rosną koszty, które ostatecznie spadną na gminy. Samorządy będące udziałowcami Sanikomu mają dwa wyjścia: albo podniosą mieszkańcom stawki za odbiór śmieci, albo pokryją stratę z własnego budżetu kosztem wydatków inwestycyjnych w np. drogi czy chodniki.
Obie decyzje są niepopularne. Obie załatwią temat na chwilę. Ale galopada stawek za gospodarowanie odpadami będzie trwała. Dlatego mogą ją powstrzymać tylko rozwiązania systemowe. Jakie konkretnie? Mówi Sławomir Maciejczyk, burmistrz Wojcieszowa, który jednocześnie jest przewodniczącym rady nadzorczej Sanikomu:- Można sprawę rozwiazać w taki sposób, jak zrobili to Niemcy. W związku z tym, że Chińczycy nie odbierają odpadów, tamtejszy rząd zawiesił na trzy lata rozporządzenie zakazujące składowania odpadów komunalnych o kaloryczności powyżej 6MJ/ kg. Wystarczy, aby także u nas zezwolono legalnie składować odpady o kaloryczności do 12 czy 15 MJ/kg do czasu wznowienia importu przez Chiny, i aby rozważono zrezygnowanie z podwyżki opłaty marszałkowskiej o 100 złotych. Ilość odpadów do spalenia spadłaby wówczas o połowę, rynek by to przyjął a ceny dyktowane przez spalarnie czy cementownie zeszłyby do akceptowalnego poziomu. Jeśli tego się nie zrobi, ceny będą rosły w kosmiczny sposób. Wielokrotnie zgłaszaliśmy nasz pomysł w ministerstwie. Niestety, nie ma woli politycznej, aby go przeprowadzić.
Andrzej Wojdyła podsuwa jeszcze innym pomysł. – Na zachodzie producenci wprowadzający na rynek opakowania ponoszą tzw. opłatę produktową. W Czechach jedna trzecia zamówienia na odbór i przetwarzanie odpadów jest finansowana z tego źródła. O tyle mieszkancy mniej płacą – mówi prezes Sanikomu.
- Wśród udziałowców Sanikomu nie ma jednomyślności w kwestii urealniania stawek, bo to się wiąże z konsekwencjami dla mieszkańców – mówi burmistrz Wojcieszowa Sławomir Maciejczyk, przewodniczący rady nadzorczej Sanikomu. Nie wszyscy wójtowie i burmistrzowie są skłonni wprowadzać drastyczne podwyżki.
Dzięki uzgodnionej już podwyżce od 1 grudnia o 50 zł do Sanikomu wpłynie dodatkowo ok. 2,5 mln zł rocznie. O ile zarządowi spółki uda się pokonać opór udziałowców przed urealnieniem stawek, to w przyszłym roku można się spodziewać jeszcze może 1,5 – 2 mln zł. Ale problem pozostanie. Nie będzie komu odbierać odpadów, będą zalegały na terenie instalacji, a WIOŚ będzie naliczał kary, przyczyniając się do zwiększania kosztów działalności.
- Może dojść do tego, że będziemy żądać od samorządów dopłaty do rekompenasty ze względu na ponoszoną stratę – mowi prezes Sanikomu. Zdaniem Andrzeja Wojdyły, konsekwencje dla spółki mogą być bardzo poważne.
To także kwestia bezpieczeństwa mieszkańców.
- Rząd zaostrzał regulacje, kiedy płonęły nielegalne składowiska. Teraz będą płonęły legalne. I nie wynika to ze złej woli ich gospodarzy. Po prostu zbyt duża ilość zalegających odpadów stwarza zagrożenie pożarowe. Wystarczy, że auta, które je dowożą lub ugniatają na składowisku, najadą na jedną, dwie, trzy baterie alkaliczne – wyjaśnia Slawomir Maciejczyk.
FOT. SANIKOM.COM.PL
-