Zapowiadane na luty wybory przedstawiciela załogi do zarządu KGHM najprawdopodobniej nie dojdą do skutku. Dariusz Wyborski, dyrektor Departamentu Komunikacji w Polskiej Miedzi, zrzuca winę na związkowców z Solidarności. Tymczasem poseł Ryszard Zbrzyzny twierdzi, że zarząd po prostu nie chce dopuścić pracowników do władzy i toczy medialną grę pozorów.
13-14 lutego załoga KGHM ma wybrać sobie wiceprezesa, który będzie ją reprezentował.
- To jakaś heca medialna – wścieka się poseł Ryszard Zbrzyzny, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego. – Do dzisiaj nie powołano komisji wyborczej, a treść regulaminu wyborów przyjęto bez konsultacji ze związkami zawodowymi.
Związek Zawodowy Pracowników Przemysłu Miedziowego chciałby wziąć udział w wyborach, ma swojego kandydata na prezesa, ale nie może poprosić załogi o składanie podpisów na listach poparcia, bo nie wiadomo, jak takie listy mają wyglądać. W spółce nie powołano komisji wyborczej, która by wzór takiej listy opracowała. A zła lista może być później podstawą zakwestionowana ważności złożonych na niej podpisów i pretekstem do wykreślenia kandydatury.
Dariusz Wyborski, dyrektor Departamentu Komunikacji KGHM, potwierdza, że komisja wyborcza nie powstała.
- Nie powstała, bo Soliarność nie oddelegowała do niej swoich przedstawicieli – mówi Dariusz Wyborski. – W tej sytuacji nie pozostało nam nic innego, jak zawiadomić radę nadzorczą, że w zaplanowanym przez nią terminie wybory nie dojdą do skutku. Rada zdecyduje, co dalej. Być może ustali nowy termin.
Józef Czyczerski, przewodniczący Sekcji Krajowej Górnictwa Rud Miedzi NSZZ Solidarność, uważa, że to bzdury. Owszem, jego związek – przeciwny idei powoływania kosztownych pracowniczych pseudoprezesów – nie zgłosił swoich przedstawicieli do komisji wyborczej spółki, ale po pierwsze nie ma takiego obowiązku, a po drugie komisja mogłaby powstać także bez delegatów Solidarności.
Zdaniem Zbrzyznego coś dziwnego dzieje się wokół tych wyborów
- Za chwilę będzie za późno, aby dopełnić wszelkich procedur – mówi poseł. Stawia nawet tezę, że zarząd celowo zwleka ze wszystkim, by uniemożliwić załodze wybór swego przedstawiciela do władz spółki. Ogłaszając ich przeprowadzenie, Polska Miedź rozpoczęła grę pozorów, by z jednej strony nie dopuścić załogi do władzy, a z drugiej nie narazić się na zarzut łamania art 16 ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw, który narzuca obowiązek stworzenia pracownikom KGHM możliwości delegowania swojego przedstawiciela do zarządu spółki.
Ryszard Zbrzyzny podkreśla, że to nie związki są inicjatorem przeprowadzenia wyborów. Uruchomienie procedury w KGHM nie wynika z chciejstwa ZZPPM ani innej organizacji, ale z ustawowego obowiązku ciążącego na radzie nadzorczej spółki.
- Dopóki Polska Miedź się z niego nie wywiąże, mamy prawo twierdzić, że w tej kadencji zarząd pracuje w niepełnym składzie, bez przedstawiciela załogi, i możemy zakwestionować podejmowane uchwały – zapowiada Zbrzyzny.
W dotychczasowej historii KGHM tylko raz, w 2005 roku, załodze miedziowego giganta udało się wprowadzić swojego człowieka do zarządu. Był nim Wiktor Błądek. Aby wybór był skuteczny, do urn musi pójść co najmniej połowa pracowników a zwycięski kandydat musi uzyskać poparcie co najmniej połowy z nich. W przypadku Polskiej Miedzi nie byłoby to trudne do zrealizowania, gdyby nie postawa największej organizacji związkowej – Sekcji Krajowej Górnictwa Rud Miedzi NSZZ Solidarność.
- Konsekwentnie od 1996 roku, kiedy weszły te przepisy, jesteśmy przeciwko wprowadzaniu kolejnej wysoko opłacanej osoby do zarządu pod pretekstem bronienia interesów załogi – mówi Józef Czyczerski, przewodniczący SKGRM NSZZ Solidarność.
Solidarność nie zgłasza swoich kandydatów do zarządu, nie udziela poparcia kandydatom innych organizacji, a w poprzednich wyborach sugerowała bojkot głosowania.
Drukuj
Email
