Korzystając z urlopu postanowiłem dośnić do końca przynajmniej niektóre złotoryjskie sny o basenie.
Pierwszy wyglądał tak, że starosta Ryszard Raszkiewicz zdmuchnął kurz z projektu Centrum Rehabilitacyjno-Medycznego wraz z basenem przy złotoryjskim szpitalu. Dokument za trzysta tysiów z pieniędzy podatników zawieruszył mu się jakoś zaraz po wyborach w 2005 roku. Dopiero niedawno sprzątaczka wymiotła go zza szafy razem z potłuszczonym kiełbasą myśliwską egzemplarzem Gazety Złotoryjskiej sprzed wyborów w 2014 roku. W inkrustowanym plamami artykule Raszkiewicz wciskał dziennikarzowi kit, że mając projekt basenu, “powiat złotoryjski jest gotowy, żeby stać się centrum rehabilitacyjnym w subregionie”. Miło było powspominać. Starosta bardzo ucieszył się ze znaleziska i poprosił, by sprzątaczka poszperała jeszcze za jego notatkami z 2015 roku w sprawie zakładu hydroterapii przy Zakładzie Aktywności Zawodowej, to machnie się obie inwestycje jednocześnie, bo kto bogatemu zabroni.
Na drugim boczku dośniłem sen Jadwigi Szeląg, radnej PO z sejmiku dolnośląskiego, o Delfinku dla Złotoryi. Oto jest. W zasadzie nie wiadomo: kosztował 7 (jak w Chocianowie), 8 (jak w Strzegomiu), 9 (jak w Kątach Wrocławskich) czy prawie 10 (jak w Twardogórze) milionów złotych? Miliony są nieważne, bo to publiczne miliony – mruczę przez sen głosem radnej, która akurat na koniec kadencji przerwała zmowę milczenia. Ważne, że Złotoryja ma kameralny basenik (8 metrów na 16 metrów) nieco większy od ogrodowych basenów rozporowych i niektórych kałuż, ale w odróżnieniu od nich gustownie zadaszony. Podczas uroczystości przecięcia wstęgi zasłużona dla kolejnego Delfinka szczęśliwa i dumna z inwestycji radna Jadwiga Szeląg może wejść do wody nie ryzykując utonięciem. Ba, nie mocząc nawet podwiniętych za kolana spodni, bo niecka ma bezpieczne 90 centymetrów głębokości.
W życiu polityka zdarzają się sytuacje, w których zwrot “sięgnąć dna” nabiera nieznośnej dosłowności. To moja pierwsza myśl po obudzeniu.
Piotr Kanikowski