Chaos i amatorszczyzna. Matka postrzelonego w Jurczu mężczyzny zarzuca lubińskim policjantom nadużycie władzy oraz niebezpieczny brak profesjonalizmu. Sąd zbada, czy w tych zarzutach jest coś na rzeczy.
Chodzi o wypadki z 13 marca br., kiedy wezwani na interwencję funkcjonariusze Komendy Powiatowej Policji w Lubinie czterokrotnie postrzelili w nogę jej chorego na schizofrenię syna. Kule zgruchotały kość udową Daniela K. Mężczyzna jest obecnie w trakcie rehabilitacji, utyka, i choć rany dobrze się goją, nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie mógł normalnie chodzić jak dawniej. Jego matka uważa, że i tak miał szczęście, bo w panice policjanci mogli go przez przypadek zabić.
Daniel ma 28 lat. Choruje na schizofrenię. Leczy się psychiatrycznie. Ale w marcu ukradkiem wypluwał podawane mu przez rodzinę leki. Nim bliscy zdołali się zorientować, nastąpił silny nawrót choroby.
Widząc, jak nieświadomy niebezpieczeństwa 13 marca rano biega pomiędzy samochodami po asfalcie, matka zadzwoniła po policjantów do Lubina, by przyjechali i pomogli odstawić go do szpitala. Jak twierdzi, w rozmowie z oficerem dyżurnym ostrzegała, że syn jest krzepkim, rosłym, silnym i sprawnym fizycznie mężczyzną. Mimo tego, do Jurcza przysłano tylko jeden radiowóz z dwoma funkcjonariuszami o, delikatnie mówiąc, mało atletycznej budowie ciała. Nie udało im się wziąć go z zaskoczenia, bo na widok policyjnego samochodu dostał szału. Szybko zrozumieli, że nie mają szans z Danielem. Uciekali w popłochu, gdy wpadł w furię i popędził za nimi przez wioskę.
- Tylko go rozdrażnili – ocenia matka. Oczekiwała, że policjanci przyjadą z profesjonalnym sprzętem (np. paralizatorami) i przemyślanym planem działania; liczyła, że zadziałają sposobem, sprytnie. Tak jak ona na początku roku, podczas poprzedniego ataku szału, gdy z dwoma synami zaszła Daniela od tyłu, obezwładniła i związała. Tymczasem policjanci poszli na żywioł, czyli sprowokowali i przestraszeni dali drapaka.
Gdy rozjuszony Daniel zaczął demolować domy w Jurczu i ciskać kamieniami w samochody, wypłoszony radiowóz wrócił do wioski z drugim samochodem i kolejną parą funkcjonariuszy. Potem dyżurny przysłał jeszcze dwóch policjantów, bo schizofrenik nie dawał się zatrzymać.
- To był chaos. Się nawzajem gazem pryskali, uciekali przez siatki – relacjonuje matka mężczyzny.
Z ustaleń prokuratury wynika, że funkcjonariuszom udało się dwukrotnie „nawiązać kontakt fizyczny” z poszkodowanym, tzn. dwukrotnie doszło do szarpaniny. Za każdym razem Daniel się wyrywał. Obalenie go na ziemię przy pomocy chwytów, które – jak mniema społeczeństwo – zna każdy glina, okazało się niemal niemożliwe. W końcu policjanci sięgnęli po broń palną.
Zdaniem Prokuratury Rejonowej w Lubinie, która badała okoliczności postrzelenia Daniela K., użycie broni przez policjantów było zasadne. Matka schizofrenika zaskarżyła tę decyzję. Gdy wzywała policję, nie przyszło jej do głowy, że przyjadą aby strzelać do ich syna. Sprawa czeka na rozpatrzenie w sądzie. Rzecznik prasowy lubińskiej policji nie chce się na temat interwencji w Jurczu wypowiadać.