Latem 2003 roku Zbigniew Drzał kopał staw za swoim domem w Olszanicy. Po zdarciu wierzchniej warstwy ziemi trafił na liczne fragmenty glinianych naczyń i potężne dębowe pale. O znalezisku powiadomił mieszkającego w sąsiednim Radziechowie archeologa Mariusza Łesiuka. Okazało się, że odkrył spaloną pod koniec średniowiecza wieżę rycerską – sekretną siedzibę Czarnego Krzysztofa, najsłynniejszego śląskiego raubruttera. Może gdzieś w tej glinie wciąż leżą zagrabione 500 lat temu kosztowności.
Nie chciał być mnichem
Przydomek, pod którym zapamiętał go Śląsk, wziął się od długich ciemnych włosów. Tu jest jasność. Co do pochodzenia Czarnego Krzysztofa historycy toczą jednak genealogiczne spory. Część uważa, że urodził się jako von Reisewitz. Według innej wersji, rycerz był młodszym synem Berhardta von Zedlitz, właściciela wsi Kopacz koło Złotoryi. Ojciec przeznaczył go do stanu duchownego. Krzysztof dorastał ze świadomością, że to jego brat Melchior będzie dziedzicem rodzinnego majątku, ale ani myślał spędzić z tego powodu życie w klasztorze. Za bardzo kochał kobiety, wino i bójkę, by rycerską zbroję zamienić na mnisi habit. Po śmierci ojca skumał się z Wawrzyńcem von Stehwitzem, Jakobem i Martinem von Promnitz oraz paroma innymi typami spod ciemnej gwiazdy. Tak powstał trzon raubritterskiej drużyny, która od końca XV wieku siała grozę nie tylko wśród kupców podążających traktem z Polski do Czech.
Tschetschkenau czyli Olszanica
Jako jedne z pierwszych ofiar rycerzy-rabusiów kroniki wymieniają mieszkańców Nysy, złupionych w 1500 roku. Banda Czarnego Krzysztofa napadła też na proboszcza z Wir koło Wałbrzycha. Handlarce z Rosten zabrała płótno, przyprawy, książki oraz mnisie szaty, które wiozła na sprzedaż do klasztoru. Porwała stado wołów pędzonych z Miśni na Śląsk, a pod Mechler Heide zamordowała rzeźnika z Lubania. W okolicach Frankfurtu wielu ludzi pozbawiła rąk. Jej członkowie szybko zasłynęli na Śląsku nie tyle nawet z chciwości, co z okrucieństwa. Okradali i palili karczmy, jarmarki, dwory oraz plebanie w szerokim pasie od Łużyc przez Strzelin, Ziębice, Opolszczyznę i Górny Śląsk aż granicę z Czechami. Szczególnie uprzykrzali życie mieszkańcom miejscowości z księstw legnickiego i świdnicko-jaworskiego, położonym najbliżej ulubionego siedliska bandy – dworu szlacheckiego w dolnej części należącej do Zedlitzów Olszanicy, zwanej pod koniec średniowiecza Tschetschkenau.
Poszukiwany żywy lub martwy
W 1506 roku w choinieckim lesie – w okolicach dzisiejszej wsi Czaple – banda złożona z 18 rycerzy zaatakowała lwóweckich kupców powracających traktem z Wrocławia. W spotkaniu z raubritterami Czarnego Krzysztofa śmierć ponieśli wówczas Tschoertner – burmistrz Lwówka Śląskiego, rycerz Jerzy von Zedlitz z Brunowa i mieszczanin Hans Thomas. Jak podaje jedna z kronik, poranieni ale jeszcze żywi jeńcy zostali przytroczeni do koni i wleczeni na powrozach aż do miasta. Czarny Krzysztof zwolnił ich dopiero po otrzymaniu sowitego okupu. Po tym wydarzeniu rada miejsca obiecała pieniądze za ujęcie lub zabicie rabusia z Olszanicy. Banda nic sobie z tego nie robiła. W październiku 1508 roku raubritterzy obcięli dłonie wrocławskim urzędnikom, odebrawszy im wcześniej listy królewskie i biskupie. Gdy również rajcy z Wrocławia wyznaczyli sowitą nagrodę za głowę rycerza-rabusia, łupieżcom grunt zaczął palić się pod stopami. Zmuszeni uciekać przed zbrojnymi z Wrocławia, schronili się pod skrzydła księcia legnickiego Fryderyka II, będącego w zatargu z wrocławskimi władzami.
Książę i rabuś
Historycy podejrzewają, że olszanicki raubritter dzielił się z nim łupem lub wykonywał dla księcia Fryderyka jakieś zlecenia. Tylko w ten sposób można wyjaśnić trwającą kilkanaście lat bezkarność bandy Czarnego Krzysztofa. Protekcję miał mu zapewniać również książę ziębicki Karol, któremu rabuś miał przekazywać część zagrabionych bogactw. Ponadto olszanickim bandytom sprzyjały rycerskie rody von Reder, von Nimptsch, von Czirn, von Reibnitz i inne. “Sukiennicy wiele cierpią przez napady łotrowskie, ponieważ pozostają bez opieki sąsiadów w tym najdalszym zakątku, gdy ciągną z towarami na targi” – żalił się w spisanej przez siebie kronice Bartłomiej Stein z Lwówka Śląskiego. Za ujęcie żywego, nadającego się do kaźni, Czarnego Krzysztofa obiecano sumę 500 guldenów węgierskich, co wystarczało na nabycie nielichej posiadłości. Martwy raubritter był wart połowę tej kwoty. Mimo tego długo nikt nie palił się do zgarnięcia trzosu.
Szubienica w Legnicy
Miarka się przebrała, gdy podpaliwszy folwark złotoryjskiego rajcy Jerzego Kuntha Czarny Krzysztof uprowadził jego piękną córkę do zamku w Olszanicy i uśmiercił okrutnie jej narzeczonego, rozpiąwszy go na wrotach swego domostwa. Okolica zawrzała gniewem i szukała sposobności, aby ukrócić gwałty. Jeden z kamratów, pochwycony przez zbrojnych i wydany katu, wyjawił w trakcie tortur, gdzie raubritterzy uwili sobie gniazdo. W 1512 roku mieszczanie ze Złotoryi otoczyli i zdobyli jego warownię. Upojona winem raubritterska kompania dała się zaskoczyć. Zamek spalono, a Czarny Krzysztof spędził rok w lochu Wieży Rycerskiej w Legnicy, skąd listami błagał o litość księcia Fryderyka. Dawny protektor nie ośmielił się interweniować w jego sprawie. 5 października 1513 roku (według innych źródeł 13 kwietnia 1513 roku) kat założył olszanickiemu raubritterowi stryczek na szyję. Jak zaświadczają kroniki, gdy prowadzono skazańca na szubienicę, Czarny Krzysztof czynił Fryderykowi wyrzuty, śpiewając głośno psalm: “Nie chciejcie ufać w książęta ani w synów ludzkich, w których nie ma pomocy”.
Co zostało po raubritterach?
W 2005 roku podczas wykopalisk w miejscu spalonego zamku Czarnego Krzysztofa w Olszanicy, archeolodzy Marcin Łesiuk i Bartłomiej Gruszka wydobyli z gliny dębowe pale, na których wznosiła się warownia, oraz setki przedmiotów pozostałych po raubritterskiej bandzie. Do Muzeum Ceramiki w Bolesławcu, które sfinansowało pierwszy etap prac ratunkowych, trafiły m.in. podkowy rycerskich wierzchowców, topory, kula do bombardy, nóż z drewnianą rękojeścią, 20 całych dzbanów, misek i kubków, piękny protokamionkowy kufel, liczne fragmenty potłuczonych naczyń, kawałki skór, kilka trójnóżków do przyrządzania potraw na ogniu oraz inne elementy wyposażenia wieży. Za szczególnie cenny eksponat uchodzi cynowy dzbanuszek z rurką w środku, który mógł być używany do doświadczeń alchemicznych, destylacji alkoholu albo jako poidełko dla chorych. Ale skarbu po Czarnym Krzysztofie – zagrabionego przez niego złota, srebra, drogich kamieni – nie odnaleziono.
Skarb spod drzewa
Czarnemu Krzysztofowi przypisuje się ukrycie glinianego dzbana ze srebrnymi monetami, który dzieci znalazły w 1967 roku pod korzeniami wywróconego przez wichurę drzewa w sąsiadującym z Olszanicą Grodźcu. Według badaczy, naczynie zostało zakopane najpóźniej w 1509 roku. Zawierało 491 monet: polskich, czeskich i niemieckich groszy oraz gdańskich szylingów. Raubritter musiał zgromadzić jednak znacznie poważniejszy majątek, który być może do dziś przeleżał w jego kryjówce. Może należałoby go szukać nie w Olszanicy, ale na wygasłym wulkanie Wilcza Góra koło Złotoryi, skoro to tam według kaczawskiej legendy błąka się potępiona dusza rycerza. W słotne dni widać ducha, jak włóczy się konno wśród drzew, zaczepiając poszarpaną opończą o kolce akacji i ostrężyny. Błoto oblepia kopyta i brzuch rumaka, chrzęści zardzewiałe żelazo, jeździec słania się w siodle ze zmęczenia i wzdycha ciężko. Biada temu, kto upiorowi wejdzie w drogę – pociągnie go potępieniec do piekła, na wieczne zatracenie.
Legenda o dobrym zbóju
Czarny Krzysztof przetrwał w tej i wielu innych legendach, bo jak rzadko który rabuś dbał o swój piar. Pochwyconym na gościńcach darował niekiedy życie, jeśli zarzekali się, że potrafią „zaostrzyć pióro” i obiecali, że odwdzięczą się za życie kilkoma spisanymi atramentem wierszami. Bywa przedstawiany jako „śląski Janosik” – dobroczyńca, który grabił ludzi próżnych i łajdaków, aby oddawać ich bogactwa biednemu ludowi. Ta legenda mogła zrodzić się ku pokrzepieniu serc, gdy w połowie XV wieku plebs powstał przeciwko radzie miejskiej w Legnicy lub później, w czasach wojny trzydziestoletniej.
Nawet uwzględniając legendę o pokutniku błąkającym się po Wilczej Górze, przemiana Czarnego Krzysztofa w nieboszczyka dobrze zrobiła jego wizerunkowi. Do dziś parafianie z Olszanicy modlą się w kościele, który ród Zedlitzów ufundował za jego duszę. Po odkryciu raubritterskiej siedziby, Fundacji Archeologiczna Archeo przygotowała i wydała komiks opowiadający o życiu oraz śmierci legendarnego rabusia. Dzięki Mariuszowi Łesiukowi Czarny Krzysztof mocniej zaistniał w świadomości olszaniczan. Za jego staraniem przez dwa lata z rzędu we wsi odbywały się widowiska pod hasłem Porwanie Czarnego Krzysztofa. Wiesława Surówkę z Grodźca, który wcielał się w rolę raubrittera, wleczono później na ustawioną w Legnicy szubienicę.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI