Jestem zwolennikiem równouprawnienia. Uważam, że każdy powinien być oceniany nie przez status społeczny, kolor skóry, wyznanie, czy orientację seksualną, ale przez to jakim jest człowiekiem. To bardzo proste. Albo jesteś dobrym człowiekiem, albo nie.
Ale czy zawsze?
Kiedy piszę te słowa, moja opinia na temat życia została wystawiona na ciężką próbę. Bardzo łatwo napisać o jedno słowo za dużo i wyjść na totalnego rasistę, szowinistę, czy innego psychola z klapkami na oczach. Do czego zmierzam? Dobrze. Powiem wam.
Chodzi mi o to, że James Bond nie może być czarnoskóry.
Tak. Dobrze przeczytaliście! Producenci filmowi być może twierdzą inaczej i po kilku następnych filmach z serii o przygodach agenta 007 zastąpią zasłużonego Daniela Craiga, czarnoskóry aktorem, ale prawda jest taka, że nawet gdyby ów czarnoskóry był najseksowniejszym facetem na świecie? a mam na myśli kogoś tak seksownego, że na jedno skinienie jego czarnego palca, wziąłbym rozwód z żoną, wskoczył w legginsy i zmienił orientację? to mimo wszystko, on nie może zagrać Bonda! Odczucia, które mam po usłyszeniu informacji jakoby z Idrisem Elbą (fantastyczny brytyjski czarnoskóry aktor w woli wyjaśnienia) były prowadzone wstępne rozmowy odnośnie przejęcia pałeczki po Craigu, zbiegły się z tendencją Hollywood do żonglowania rasami. Mam na myśli np. ostatnich kilkanaście ekranizacji książek w których białe postaci ze stron na taśmie filmowej stawały się czarne. Dlaczego? Bo tak. A tendencja wzrasta. A może Bonda powinien zagrać Arab? Jeżeli uważacie, że histeryzuję, to wyobraźcie sobie film luźno inspirowany życiem Jana Pawła II. W roli głównej oczywiście Rumun. Równouprawnienie musi być! I kto teraz histeryzuje?
Przemek Corso