W październiku mija 500 lat odkąd na jednej z legnickich szubienic zadyndał Czarny Krzysztof, najsłynniejszy śląski raubritter. Mariusz Łesiuk – archeolog, który wspólnie z Bartłomiejem Gruszką 10 lat temu odkopał jego warownię w Olszanicy – przygotowuje wraz z przyjaciółmi rekonstrukcję tej egzekucji. To za tydzień. A już w tę niedzielę w południe zaprasza pod kościół w Olszanicy na scenę pojmania rycerza-rabusia.
Nim w 1513 roku raubritterowi z Olszanicy założono pętlę na szyję, jego banda przez kilkanaście lat siała grozę wśród kupców podążających traktem z Polski do Czech oraz mieszkańców miast i wsi od Frankfurtu po Nysę.
Urodził się jako młodszy syn Berhardta von Zedlitz, właściciela wsi Kopacz koło Złotoryi. Po śmierci ojca skumał się z Wawrzyńcem von Stehwitzem, Jakobem i Martinem von Promnitz oraz paroma innymi typami spod ciemnej gwiazdy. Jako pierwsze ofiary rabusiów kroniki wymieniają mieszkańców Nysy. Potem banda napadła m.in. na proboszcza z Wir koło Wałbrzycha i rzeźnika z Lubania. Pod Frankfurtem wielu ludzi pozbawiła rąk. Okradali i palili karczmy, jarmarki, dwory i plebanie.
W 1506 roku nieopodal Choińca banda złożona z 18 rycerzy zaatakowała kupców powracających z Wrocławia. W potyczce z raubritterami Czarnego Krzysztofa zginęli Tschoertner – burmistrz Lwówka Śląskiego, rycerz Jerzy von Zedlitz z Brunowa i mieszczanin Hans Thomas. Jak podaje jedna z kronik, zostali oni przytroczeni do koni i wleczeni na powrozach aż do miasta. Czarny Krzysztof zwolnił jeńców dopiero po otrzymaniu sowitego okupu.
W październiku 1508 roku raubritterzy obcięli dłonie wrocławskim urzędnikom, odebrawszy im wcześniej listy królewskie i biskupie. Rajcy z Wrocławia wyznaczyli sowitą nagrodę za głowę rycerza-rabusia. Zmuszeni uciekać przed zbrojnymi z Wrocławia, bandyci schronili się pod skrzydła księcia legnickiego Fryderyka.
Historycy podejrzewają, że olszanicki raubritter dzielił się z księciem łupem lub wykonywał dla niego jakieś zlecenia – tylko w ten sposób można wyjaśnić trwającą kilkanaście lat bezkarność bandy Krzysztofa von Zedlitz.
Jednak miarka w końcu się przebrała. Gdy podpaliwszy folwark złotoryjskiego rajcy Jerzego Kuntha uprowadził jego córkę do zamku w Olszanicy i uśmiercił okrutnie jej narzeczonego, okolica zawrzała gniewem. W 1512 roku mieszczanie ze Złotoryi otoczyli i zdobyli jego warownię. Zamek spalono, a Czarny Krzysztof spędził rok w legnickim więzieniu, skąd listami błagał o litość księcia Fryderyka.
Został powieszony rok później. Kronikarze wspominają, że idąc na szubienicę śpiewał psalm: “Nie chciejcie ufać w książęta ani w synów ludzkich, w których nie ma pomocy”.
Mariusz Łesiuk z Bartłomiejem Gruszką w 2003 roku zlokalizowali i odkopali warownię raubrittera w Olszanicy. Znaleźli m.in. ślady wieży mieszkalnej zamku, trzy topory, żelazną kulę do bombardy, kilka dobrze zachowanych trójnóżków wykorzystywanych jako patelnie, protokamionkowy kufel i mnóstwo innych naczyń z ceramiki, metalu, drewna. Ze względu na brak środków poszukiwania nie mogły zostać zakończone. Archeolodzy chcą jeszcze wrócić do Olszanicy.
Panie Piotrze, tradycyjnie dobry stylistycznie i interesujący tekst, ale… Nazwa miejscowości Olszanica raczej niewiele mówi osobom z nią w żaden sposób niezwiązanych. Czemu nie napisał Pan jej krótkiej charakterystyki – np. “położonej koło Złotoryi wioski Olszanica”, lub “leżącej w połowie drogi między Wartą Bolesławiecką a Zagrodnem Olszanicy” itp. itd. Przyznam, że bez internetu nie wiedziałbym o jakiej miejscowości Pan napisał.