POLMED
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  wiadomości  >  Current Article

Zniszczeni. Prawda o ofiarach wybuchu gazu na Gwiezdnej

Przez   /   30/11/2017  /   3 Comments

ZUS odmawia wypłaty świadczeń powypadkowych ofiarom wrześniowego wybuchu butli z gazem w lokalu For-Fit przy ul. Gwiezdnej w Legnicy. U dwóch pań, które uciekły przed ogniem na zaplecze, lekarze stwierdzili m.in. uszkodzenia słuchu, zaburzenia depresyjno-lękowe, zespół PTSD, podrażnienie górnych dróg oddechowych na skutek wdychania gorących oparów. Pracodawca ignoruje te ustalenia. Powołał komisję powypdkową, która przekonała ZUS, że  wypadku nie było. 

7 września 2017 r. w lokalu Fort-Fit, zajmującym się przygotowywaniem dietetycznych posiłków na wynos, doszło do wybuchu butli z gazem propan-butan. W środku przebywały wówczas cztery osoby. Najbardziej ucierpiał kucharz, który natychmiast zajął się od ognia. Ma poparzone ręce i nogi, ok. 20 proc ciała – lekarze musieli mu przeszczepić w oparzone miejsca skórę z ud. Te rany widać gołym okiem. W odróżnieniu od okaleczeń psychicznych, z którymi młody chłopak będzie się zmagał już do końca życia.

Patrząc na niego można powiedzieć, że Dalia miała szczęście. Gdy doszło do eksplozji, kucharz rozłożył ręce i własnym ciałem zasłonił ją przed ogniem. Nim pod wpływem ciśnieniu na dobre zamknęły się drzwi, zdołała wybiec na ulicę.  Nogami, gołymi rękoma próbowała stłuc szyby, by płonący jak pochodnia kolega też wydostał się na zewnątrz. I udało się. Potem weszła do środka, gdzie – jak opowiada – płonęło powietrze. Gaśnicą, podaną przez jakiegoś gapia, jeszcze przed przyjazdem strażaków ugasiła ogień i wyprowadziła na zewnątrz Annę Lis i Anitę Safranow.

Anna i Anita to jej koleżanki, które w momencie wybuchu gazu obierały owoce w głębi pomieszczenia. Ogień buchający z butli odciął im drogę ucieczki, schroniły się więc na zapleczu. Trzymając coraz bardziej gorące drzwi, dusząc się od oparów, żegnały się z życiem, gdy Dalia przyszła im na ratunek. Ryzykowała. W płonącym lokalu było w czasie wypadku 5 butli z propan-butanem, z tego 4 pełne, jedna opróżniona. Jedna była w stanie roznieść w pył cały budynek. A cztery?.Policjanci, którzy badali tę sprawę, mówią po cichu, że  Karolina R. – właścicielka For-Fit – powinna Dalię wycałować. Gdyby nie ona, przy Gwiezdnej mogło dojść do tragedii o niewyobrażalnej skali.

Bez środków do życia

W wyniku swej desperackiej akcji ratunkowej Dalia doznała złamania nadgarstka prawej ręki, uszkodzenia mięni i ścięgien prawej ręki, uszkodzeia palca, obustronnej głuchoty czuciowo-nerwowej. Wymaga tekże specjalistycznego leczenia psychiatrycznego ze wzgędu na zaburzenia depresyjno-lekowe i inne. Anita poza stwierdzonym na obdukcji podrażnieniem krtani i tchawicy na skutek oddychania gorącym powietrzem ma orzeczenie o uszkodzeniu słuchu, zaburzeniach depresyjno-lękowych, zespole stresu pourazowego (PTSD), zaburzeniach adaptacyjnych. U Anny po wypadku lekarz stwierdził całkowitą utratę słuchu w lewym uchu.

- Muszę nosić aparat ale nie mam pieniędzy. Tak samo jest z lekami na astmę, która pojawiła się nagle w ostatnim czasie. Nie byłam w aptece, bo nie mam za co zrelizować recept – mówi Anna.

Wszyscy poszkodowani podczas wybuchu propan-butanu na ul. Gwiezdnej zostają praktycznie bez środków do życia.

Kucharz został przez komisję powypadkową uznany za wyłacznego sprawcę wybuchu. To – jak wynika z ustaleń prokuratury i Państwowej Inspeckji Pracy – absolutna nieprawda. Zanim wyjaśnimy dlaczego, poprzestańmy na stwierdzeniu, że obecnie nic mu się nie należy. Czeka go więc sądowa batalia, w której będzie musiał wykazać, że nie jest sprawcą wypadku, ale jego ofiarą.

Anna  i Anita nie dostaną świadczenia powypadkowego, bo komisja powypadkowa napisała do ZUS, że… nie uległy wypadkowi w pracy, tzn, nie doznały urazów. Jarosław Siębior, który na zlecenie Karoliny R., właścicielki For-Fit,  jako behapowiec wypełniał papiery, twierdzi, że zrobił to zgodnie ze sztuką.

- Jeden z czterech warunków, które muszą wystąpić by uznać zdarzenie za wypadek przy pracy, nie został spełniony – upiera się, wbrew lekarskim zaświadczeniom, Jarosław Siębor. Pytam go, dlaczego zawiadomił ZUS, że Anna nie zgłosiła zastrzeżeń do protokołu powypadkowego, podczas gdy takie zastrzeżenia zostały przez nią złożone na piśmie. Odpowiada, że komisja powypadkowa miała prawo ich nie uznać.

PIP: To był wypadek przy pracy

Jan Buczkowski, kierownik Państwowej Inspekcji Pracy w Legnicy: –  Kończymy nasze postępowanie po wypadku na ul. Gwiezdnej. Co do trzech osób, stwierdziliśmy w protokołach powypadkowych bezpodstawne stwierdzenia, naruszające uprawnienia odszkodowawcze pracowników.

Aby uznać, że ofiara wypadku w pracy nie doznała urazu, komisja powypadkowa musiałaby dysponować zaświadczeniem lekarskim, że urazu nie było. W przypadku Anny i Anity komisja ma zaświadczenia lekarskie, że uraz wystąpił.

W najbliższych dniach PIP zwróci się do pracodawcy o ponowne ustalenie przyczyn i okoliczności wypadku ze względu na zastrzeżenia do protokołów powypadkowych. Jan Buczkowski dodaje jednak, że na tym mozliwości interwencji PIP się kończą. W nowych protokołach właścicielka For-Fit może podtrzymać obecnie zakwestionowane stwierdzenia. Aby się bronić, kucharz, Anna i Anita będą musieli sami złożyć przeciw legnickiej bizneswomen pozwy do sądu.

60 złotych, 31 minut

Sytuacja Dalii jest inna. Urazom odniesionym przez młodą kobietę, komisja nie mogła zaprzeczyć, bo szwy na jej nadgarstku widać gołym okiem. Ale Dalia była zatrudniona tylko na umowę-zlecenie. Żeby mieć prawo do ubezpieczenia powypadkowego w takiej wysokości jak zatrudnieni na podstawie umowy o pracę, musi wzruszyć tę umowę w sądzie – wykazać, że de facto należała się jej w For-Fit umowa o pracę. Dziś ZUS przysłał należne jej świadczenie. Wyliczył je na 60 złotych, bo Karolina R. napisała, że Dalia pracowała u niej… 31 minut.

- Nie wytrzymałam, bo aby przeżyć wszystko musiałam już zastawić w lombardzie – mówi Dalia. – Poszłam rzucić jej te 60 złotych razem z kwitkiem. Zrobiłam awanturę na ulicy. I zostałam z niczym, bo druczek z ZUS-u mi oddano, ale pieniędzy nie.

7 września był pierwszym dniem w pracy Dalii po kilkudzieęciodniowej przerwie. Wcześniej przez dwa miesiące pracowała w For-Fit na umowę zlecenie. Była zadowolona: co tydzień wypłata, bez opóźnień. Kiedy szefowa zaproponowała jej powrót, Dalia  nie wahała się długo. Nie przypuszczała, że tak to się zakończy.

Prokuratura: narażenie pracowników

Prokuratura Rejonowa w Legnicy od 21 września prowadzi dochodzenie w sprawie niedopełnienia obowiązków przez osobę odpowiedzialną za sprawy BHP w firmie For-Fit i narażenia pracowników z lokalu przy ul. Gwiezdnej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia. Konsekwencja tego zaniedbania było nieumyślne spowodowanie eksplozji materiałów łatwopalnych. Śledczy nikomu nie postawili jeszcze zarzutów.

Z kontroli Państwowej Inspekcji Pracy w Legnicy wynika, że przypisywanie wyłącznej winy za wypadek kucharzowi z For-Fit jest co najmniej nieuprawnione. – Już dziś mogę potwierdzić, że osoba prowadząca działalność gospodarczą w lokalu przy ul. Gwiezdnej dopuściła się rażących zaniedbań – mówi kierownik Jan Buczkowski.

Nieoficjalnie ustaliliśmy, że zgodnie z przepisami, w  lokalu przy ul. Gwiezdnej nie można było używać płynnego gazu. Karolina R. miała pozwolenie tylko na kuchenki elektryczne. Były drogie i nieefektywne, więc kilka miesięcy przed wybuchem samowolnie, bezprawnie, zastąpiła je palnikami zasilanymi gazem z propan-butanem. Butle były przechowywane w sposób niezgodny z przepisami i zagrażający bezpieczeństwu przebywających w pobliżu osób. Właścicielka For-Fit nie przeszkoliła załogi pod kątem BHP i bezpiecznego obchodzenia się z gazem. Nie zadbała, aby wymiany pustej butli na pełną dokonywał pracownik z odpwiednimi uprawnieniami. Wiedziała, że zajmują się tym jej pracownicy i godziła się na to.

Kuszenie złego

Butle zużywały się szybko. W tygodniu trzeba było wymieniać je 3-4 razy. Każda taka wymiana to potencjalne zagrożenie. To było jak kuszenie losu. 7 września około godz. 9 pod jedną z kuchenek skończył się gaz. Kucharz odpiął pustą butlę, przytaszczył z zaplecza nową, podłączył do przewodu i próbował przekręcić zawór. Ale zawór był jak przyspawany – nie drgnął ani w jedną, ani w drugą stronę, i palniki w kuchence nie działały. Kucharz przyniósł więc z zaplecza drugą butlę. Gdy odkręcił przewód od pierwszej, przez jej niesprawny zawór zaczął ulatniać się z dużą mocą gaz. Mężczyzna próbował na powrót podłączyć do butli przewód kuchenki. Nie dawał rady. Gaz wyciekał, a obok paliła się druga jednopalnikowa kuchenka, o której wszyscy w panice zapomnieli. Doszło do pierwszej eksplozji i pożaru. Potem ulatniający się z butli gaz wybuchał jeszcze dwa razy. Kucharz płonął, Anna i Anita utknęły w śmiertelnej pułapce, a Dalia próbowała ich wszystkich ratować, choć gapie wkoło mówili, że tam już nie ma po co wracać.

Gdyby ktoś mógł i chciał w jakikolwiek sposób pomóc ofiarom z Gwiezdnej, proszę o kontakt z redakcją (p.kanikowski@24legnica.pl, tel. 508 079 165). Piotr Kanikowski

  

FOT. PAŃSTWOWA STRAŻ POŻARNA W LEGNICY, ARCHIWUM PRYWATNE

    Drukuj       Email
  • Publikowany: 2579 dni temu dnia 30/11/2017
  • Przez:
  • Ostatnio modyfikowany: Styczeń 2, 2018 @ 3:08 pm
  • W dziale: wiadomości

3 komentarze

  1. lustrator pisze:

    a na przyszłosc sygnalizowac jak sie pojawi pani karolina r na rynku i omjiac szerokim łukiem.

  2. for fit pisze:

    karolina rojcewicz for fit

  3. Misiu pisze:

    Panie Siębior jak pan może patrzeć w lustro ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

425-269064

Małe bohaterki z Lubina – dzieci, które uratowały dzieci

Read More →