Legniczanin Piotr Ziętal może dopisać kolejne 3 446 km do swojego rowerowego CV – w niedzielę wrócił z 24-dniowej wycieczki na południe Rumunii. Wiosenna aura dała mu się nieźle we znaki. – Chłodne ranki. Dużo deszczu. Ale też palące słońce – opowiada, pokazując uszy przypieczone jak skwarki. Trochę odpoczął i znów go ciągnie na rower.
Tę Rumunię wymyślił sobie trzy lata temu, ale przyszła pandemia i plany diabli wzięli. W 2017 roku zdążył zwiedzić z rowerowego siodełka Transylwanię. Zauroczony krajobrazami, obiecał sobie wrócić i objechać resztę kraju.
- Południe Rumunii jest inne, dużo biedniejsze – mówi Piotr Ziętal. – Niemiłosiernie brudne i zaśmiecone. Oburza mnie syf w rowach przy polskich drogach, ale tam jest to samo razy trzy. Nie raz musiałem też uciekać przed watahami wychudzonych, bezdomnych psów. Za to ludzie, których spotykałem, byli – bez wyjątku – bardzo sympatyczni.
Kierowcy zatrzymywali się, by podać zdrożonemu rowerzyście coś do zjedzenia, poczęstować go butelkę wody. Mijając Ziętala, trąbili i pozdrawiali go przyjaźnie. Byli zaskoczeni, że ktoś z Polski wypuścił się w taką podróż.
Zauroczyła go starówka w Sibiu, 150-tysięcznym mieście w Siedmiogrodzie. Bardzo ładny jest też leżący trochę bardziej na wschód Brașov. A wybrzeże morza Czarnego?
- Morze jak morze. Na mnie zawsze większe wrażenie robiły góry – odpowiada Piotr Ziętal.
Dlatego po Węgrzech – płaskich jak stół i nudnych, mimo fantastycznej infrastruktury dla rowerzystów – jechało mu się średnio.
Z Polski wyruszył 22 kwietnia. Ciągnąc ze sobą jakeś 120 kilo (w tym ok 45 kg w sakwach) przejechał Czechy, kawałek Słowacji, Węgry, Rumunię. Na parę godzin wpadł do Serbii, by skrócić sobie drogę. W drodze powrotnej musiał skorzystać z dobrodziejstwa czeskich kolei, by przed końcem urlopu zameldować się w Legnicy – 300 kilometrów z Břeclava przejechał pociągiem.
Dziennie robił średnio 144 kilometry. Czas go gonił, więc nie mógł sobie pozwolić na przerwę. Kiedyś cały dzień jechał w deszczu, 150 kilometrów. Nieraz zmagał się z przednim wiatrem. Mordęga. Ale Piotr Ziętal promienieje szczęściem.
- Na rowerze czuję się wolny – mówi. – To reset dla mojej głowy.
Ma już plany na najbliższe lata. Za rok Grecja, za dwa lata – Turcja. A może Ukraina, jeśli skończy się wojna. Chciałby tam pojechać. Do Rumunii, obiecuje sobie, jeszcze kiedyś wróci. W jego topie najlepszych miejsc do rowerowych podróży to numer jeden, przed Bośnią i Chorwacją.
Przy tegorocznej eskapadzie wsparły go zaprzyjaźnione firmy: Tiga Cynk, Spolbud i Profi-Meble. Jak zwykle, za powodzenie wyprawy kciuki trzymali syn Konrad z Anią, wnuczek Aronek, Maja, rodzina, przyjaciele i znajomi. Piotr Ziętal dziękuje wszystkim, którzy wspierają jego pasję poprzez wpłaty na portalu zrzutka.pl.
Obejrzyjcie fantastyczne zdjęcia, jakie przywiózł z podróży.
FOT. PIOTR ZIĘTAL