- Turystów, którzy nas odwiedzają, z roku na rok przybywa. Przyjeżdżają nie tylko z Polski, ale praktycznie z całej Europy, a coraz częściej także z innych kontynentów – cieszy się Piotr Janczyszyn, kasztelan zamku w Grodźcu. Tak działa efekt śnieżnej kuli: im łatwiej w internecie natknąć się na opinię, że to najpiękniejsze miejsce na Dolnym Śląsku, tym więcej ludzi chce je zobaczyć na własne oczy.
Jak magnes działa długa i pełna sekretów historia zamku. Budowla powstała w miejscu wczesnośredniowiecznego grodziska Bobrzan. W czasach Piastów pełniła rolę książęcej rezydencji. Była wielokrotnie oblegana i zdobywana, palona i przebudowywana, w rytm kolejnych wojen przetaczających się przez Śląsk. Obecny kształt zawdzięcza tajnemu radcy poselstwa w niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych Willibaldowi von Dirksenowi, który nabył zamek w 1899 roku, oraz słynnemu architektowi Bodo Ebhardtowi zatrudnionemu przy ostatniej rekonstrukcji. Ebhardt nadał posiadłości interesującą bajkową formę. Po uroczystym otwarciu z udziałem cesarza Wilhelma II 9 maja 1908 roku odbudowana warownia została symbolicznie oddana w użytkowanie narodowi niemieckiemu. Gdy Wilibald umarł, majątek przejął jego syn Herbert von Dirksen, nazistowski polityk i zaufany współpracownik Hitlera. Tutaj w czasie wojny miało mieścić się archiwum planu Barbarossa, czyli napaści na Związek Radziecki. Grodziec rozpala umysły eksploratorów, bo bywa wymieniany jako miejsce ukrycia Bursztynowej Komnaty, zbiorów Biblioteki Pruskiej w Berlinie, zrabowanych przez hitlerowców dzieł sztuki oraz tzw. złota Wrocławia.
Wzniesiony na szczycie wygasłego wulkanu, zamek góruje nad okolicą. Widok z głównej wieży zapiera dech, bo w pogodne dni całe Pogórze Kaczawskie i góry aż po Śnieżkę ma się jak na dłoni. Ale wcale nie trzeba wspinać się tak wysoko, by stracić dla Grodźca głowę. Część turystów zakochuje się w nim już na podzamczu, po pierwszym spojrzeniu na obrośnięte winobluszczem mury i potężny donżon, malowniczo pogruchotany w XVII wieku przez wojska Wallensteina. Inni czują radość błądząc po otaczających dziedziniec krużgankach i poznając niezliczone zaułki średniowiecznej warowni. Ostatecznie na koniec do serca – przez żołądek – przemawia serwowany przez zamkową kuchnię staropolski żurek w chlebie.
- Bardzo często słyszę, że to miejsce ma niepowtarzalną atmosferę – zaświadcza Piotr Janczyszyn.
Poza zwiedzaniem, ciepłym posiłkiem, książkami i pamiątkami, zamek oferuje nocleg w swoich komnatach. Zainteresowanych jest tak wielu, że miejsce trzeba rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
- Wielu gości traktuje Grodziec także jako bazę wypadową do zwiedzania Dolnego Śląska. Turyści śpią u nas, rano jedzą posiłek, a potem rozjeżdżają się w różnych kierunkach i wracają wieczorem. Jedni jadą na Czochę, inni biorą kurs wgłąb Krainy Wygasłych Wulkanów… W okolicy nie brakuje miejsc wartych odwiedzenia – mówi kasztelan.
Kilka lat temu Agroturystyczne Święto Wina i Miodu Pitnego, organizowane na początku października, symbolicznie kończyło sezon turystyczny. Późna jesień była czasem, kiedy zamek pustoszał, zapadał w zimowy sen, zwalniał rytm – ale to się zmieniło. Być może na skutek ocieplenia klimatu wycieczki nie przestają ciągnąć na wygasły wulkan także w listopadzie, grudniu, styczniu i lutym, więc do kalendarza imprez dopisano Święto Niepodległości i bożonarodzeniowy jarmark. Zamek pracuje bez przerw. Jeden sezon płynnie przechodzi w drugi. Janczyszyna cieszy ta zmiana i coraz większa popularność warowni. Administrująca zabytkiem w imieniu gminy komunalna spółka Zamek Grodziec zarabia w ten sposób pieniądze niezbędne na bieżące utrzymanie obiektu oraz remonty.
- W tym roku dzięki prawie 100 tysiącom złotych pozyskanych przez LGD Partnerstwo Kaczawskie zamontowaliśmy wrota w bramie i zabieramy się za remont murów lapidarium – relacjonuje kasztelan Piotr Janczyszyn. – Ta dotacja pozwoliła nam też na wymianę stolarki okiennej w sali książęcej na piętrze. Chcielibyśmy udostępnić turystom sąsiadujące z nią tarasy, aby mogli usiąść, pić kawę i obserwować z góry, co się dzieje na dziedzińcu. Z taką myślą przygotowaliśmy projekt odbudowania balustrad i aktualnie szacujemy koszty. Będziemy próbowali pozyskać środki na to zadanie.
W ostatnim czasie spółka położyła duży nacisk na poprawę bezpieczeństwa zamkowych gości. Zgodnie z zaleceniami Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Złotoryi w całym obiekcie zamontowano sygnalizację przeciwpożarową. Zamek ma już system oświetlenia ewakuacyjnego i system oddymiania, niezbędne, aby można było dalej udostępniać pokoje noclegowe i sale na organizację imprez. Do inwestycji dorzuciło się Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, przyznając 40 tys. zł dotacji.
Wyspoinowano część murów przy wejściu głównym do zamku i kasie biletowej. Spółka pozyskała też 50 tys. zł z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego na ratowanie Wieży Wodnej na podzamczu.
- Jest wyłoniony wykonawca, podpisana umowa, firma już stawa rusztowania – mówi kasztelan Piotr Janczyszyn. – W przyszłości będziemy myśleć o odtworzeniu zawalonego cztery lata temu pomostu, który łączył Wieżę Wodną z sąsiadką, ale na razie koncentrujemy się na zabezpieczeniu dachu przed dalszymi zniszczeniami. Zamówiliśmy gąsiory, takie jak oryginalne, na całość. Wykonawca ma wymienić zgniłe drewno i jeszcze przed zimą przełożyć przynajmniej część dachówek. W przyszłym roku wrócimy do tematu.
Bajeczne plenery wabią nie tylko turystów. Na zamku regularnie pojawiają się polskie i zagraniczne ekipy filmowe. Ostatnią była Telewizja Polska, która w ubiegłym roku kręciła tu fragmenty serialu „Korona królów”. Odjeżdżając, realizatorzy zapowiedzieli kasztelanowi, że wrócą na kolejne zdjęcia, więc Piotr Janczyszyn w każdej chwili spodziewa się telefonu z Warszawy. Grodziec zagrał w popularnych serialach: „Wiedźminie” według powieści Andrzeja Sapkowskiego oraz „Przyłbicach i kapturach”. W 2007 roku Rosjanie zrealizowali tu efektowny horror w konwencji fantasy pt. “Kwiat diabła”. Rok później Vladymir Bortko kręcił na zamku ”Tarasa Bulbę” – ekranizację powieści Mikołaja Gogola o kozackim atamanie, który w XVI wieku walczył z Polakami. W rosyjskim dramacie wojennym „Jedinoczka” zamczysko udawało oblężony przez hitlerowców klasztor, w którym zakonnice opiekowały się głuchoniemymi dziećmi. W finale Niemcy wdarli się do środka, gwałcąc zakonnice i zabijając wszystkich mieszkańców. W zamkowym portfolio są też bardziej romantyczne historie: od telewizyjnej wersji spektaklu „Romeo i Julia” według dramatu Williama Szekspira po serial erotyczny „Fanny Hill” zrealizowany tu przez Anglików w latach dziewięćdziesiątych. Najgłośniej o Grodźcu było w 2005 roku, gdy szwedzka telewizja publiczna Sverige Television wybrała go na plan swojego reality show „Riket” („Królestwo”). Po Szwedach własne programy na tej licencji nakręcili za zamku Belgowie, Holendrzy i Rosjanie. Po tych ostatnich do dziś w sali książęcej zostały łóżka, w których spali były wiceprzewodniczący rosyjskiej Dumy Władimir Żyrinowski i 23-letnia wówczas Masza Malinowska, gwiazda Playboya.
Piotr Kanikowski
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
FILM YOUTUBE.PL/ POLSKA Z DRONA