Właściciele oficyny przy ul. Libana mieli dosyć cudzych samochodów notorycznie parkujących na ich prywatnej posesji. Zaczęli się grodzić przed obcymi i sąsiadami. A że zapału im nie brakowało, zagęszczenie płotków na ich podwórku osiągnęło poziom absurdalny. I niebezpieczny. Bo gdyby zdarzyło się nieszczęście, wóz strażacki nie wciśnie się między zasieki, a nosze z chorymi ratownicy będą musieli podawać sobie nad siatką.
“Teren prywatny” przestrzega tabliczka ze znakiem wjazdu. Państwo S. twierdzą, że wisiała, kiedy części płotków jeszcze nie było, i nikt z kierowców się nią nie przejmował. Kawałek dalej jest przychodnia zdrowia, chwilowo bez własnego parkingu, bo się rozbudowuje. Nie mając się gdzie zatrzymać, pacjenci zostawiali samochody pod domem państwa S. i szli do lekarza. Z podwórka korzystali też właściciele i najemcy z budynków w sąsiedztwie oficyny.
S. stracili cierpliwość wiosną. Najpierw po obrysie działki wkopali słupki, niedawno dołożyli do nich siatkę. Z dość szerokiego wjazdu na podwórko zostały wydzielone po bokach dwa pasy ruchu dla sąsiadów: węższy, z lewej, którym chyba tylko mysz da radę się prześlizgnąć, i liczący metr szerokości przesmyk po prawej, do śmietnika.
Po tej operacji, i tak niełatwe relacje międzysąsiedzkie uległy zaognieniu. Ogrodzenie stało się powodem szeregu niedogodności.
- Urząd miast wymaga ode mnie, bym zimą odśnieżał dach i strącał sople. Teraz nie ma takiej możliwości, bo żaden podnośnik już tu nie wjedzie – mówi sąsiad z prawej.
Chciał się wziąć za elewację swojego budynku, siatka uniemożliwia jednak jakiekolwiek roboty. Gdyby (odpukać) ktoś w jego czterokondygnacyjnej kamienicy potrzebował pomocy pogotowia, to ratownicy nie wykręcą z noszami. Chorego trzeba będzie podawać sobie górą. W razie pożaru, wóz strażacki też nie wciśnie się się na podwórko. Taki sam problem jest ze śmieciarką, dla której po wkopaniu słupków stało się za ciasno - kubły ze śmieciami są więc co dwa tygodnie wyciągane zza domu wprost na ul. Libana.
W sprawie siatek sąsiad państwa S. interweniował w nadzorze budowlanym. Poskarżył się też prezydentowi Legnicy, który zatwierdzając 15 lat temu podział działek przy ul.Libana nie przewidział takich komplikacji.
- Czekam tylko, co odpowie mi prezydent, i idę do sądu. Będę domagał się ustanowienie służebności drogi i rozebrania ogrodzenia – zapowiada.
W Komendzie Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Legnicy nikt jeszcze sprawy nie zgłosił. Nieoficjalnie strażacy mówią jednak, że nie istnieją przepisy pozwalające im domagać się rozebrania płotu ze względu na bezpieczeństwo mieszkańców: budynek oficyny ma zbyt małą kubaturę, by mogli interweniować.
Państwo S. reagują oburzeniem, gdy pytam, czy nie boją się o własne bezpieczeństwo. I czy nie wystarczyłoby postawienie szlabanu przy wjeździe.
- Możemy robić ze swoim terenem co chcemy – twierdzą.
Działki przy ul. Libana należały kiedyś do Polskich Kolei Państwowych. Służyły kolejowej służbie zdrowia. W 2000 roku zostały podzielone w ramach przekształceń własnościowych na kolei i przekazane Obwodowi Lecznictwa Kolejowego w Legnicy, a następnie sprzedane prywatnym właścicielom.