Siedemnastoletni Paweł Dzikowicz domaga się od Skarbu Państwa pieniędzy za krzywdy, których doznał w wyniku decyzji Sądu Okręgowego w Legnicy. Jako jedenastoletni chłopiec został siłą zabrany kochającym rodzicom i umieszczony najpierw w Pogotowiu Opiekuńczym, potem w Domu Dziecka. Półtora roku zajęła Dzikowiczom walka o to, by rodzina znowu mogła być razem. Rusza proces o 400 tys. zł odszkodowania.
Pawła Dzikowicza reprezentuje mecenas Katarzyna Kamieniowska, która pięć lat temu pomogła chłopcu wrócić z Domu Dziecka do rodziców. Jako pełnomocnik Skarbu Państwa występuje mecenas Piotr Chańko, starszy radca Prokuratorii Generalnej. Jak mówi, w interesie państwa jest, by proces potoczył się szybko i sprawnie.
Dziś Sąd Okręgowy w Legnicy oddalił wniosek Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa o oddalenie powództwa ze względu na przedawnienie. Zgodnie z przepisami, sprawa przedawniłaby się dopiero po dwóch latach od uzyskania pełnoletności przez Pawła Dzikowicza. W najbliższym czasie nastąpi wymiana pism procesowych pomiędzy stronami. Potem zostanie wyznaczony termin pierwszej rozprawy.
Przed emigracją do Anglii, Dzikowiczowie mieszkali ze swym jedynym synem w Legnicy. Dobrze im się powodziło. Pan Piotr pracował w hucie, pani Renata zajmowała się domem. W ich domu – czystym i dostatnim – nie było ani alkoholu, ani awantur, ani przemocy fizycznej. Cała trójka bardzo się kochała i troszczyła o siebie wzajemnie.
W tę sielankę brutalnie wkroczyło państwo w postaci kuratora sądowego i trzech policjantów, którzy w 2008 roku zapukali do drzwi mieszkania Dzikowiczów. Siłą zabrali spłakanego chłopca do Pogotowia Opiekuńczego. Impulsem do interwencji okazał się fakt, że w ciągu czterech lat nauki chłopiec trzykrotnie zmieniał szkołę. Za każdym razem, gdy popadał w konflikty z rówieśnikami, rodzice murem stawali po jego stronie, nie bojąc się zadzierać z nauczycielami i dyrekcją placówek. W końcu ktoś uznał, że ta nadopiekuńczość nie jest dobra dla dziecka.
Dzikowiczowie wydawali się inni niż reszta rodziców, niepokojąco dziwni. Potem u pani Renaty, która od dzieciństwa doznawała objawień religijnych, i pozostającego pod jej wpływem męża specjaliści dopatrzyli się zaburzeń psychotycznych niebezpiecznych dla zdrowego rozwoju chłopca.
14 listopada 2008 zapadł wyrok. Sąd uznał, że nie ma przesłanek do pozbawienia rodziców praw wobec Pawła, ale trzeba czasowo ograniczyć im władzę rodzicielską. Chłopiec został umieszczony w placówce opiekuńczej. Jego powrót do domu sąd uzależnił od podjęcia przez rodziców skutecznej terapii farmakologicznej.
Renata i Piotr Dzikowiczowie od początku mieli poczucie krzywdy. Byli zdecydowani poruszyć niebo i ziemię, by odzyskać swoje dziecko. Historia odbija się szerokim echem w mediach. Elżbieta Jaworowicz z TVP poświęciła jej dwa odcinki swojej “Sprawy dla reportera”. Goście programu nie zostawili na legnickim sądzie suchej nitki. Eurodeputowany Janusz Wojciechowski mówił na antenie, że Temida w Legnicy ma bielmo na oczach i lód w sercu. Potem Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak złożył wniosek o uchylenie zawieszenia władzy rodzicielskiej rodziców chłopca i o uchylenie w trybie pilnym orzeczenia o umieszczeniu go w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Postępowanie znów prowadził Sąd Okręgowy w Legnicy.
Młyny sprawiedliwości mełły wolno, rodzice opierali się przed przymusem terapii, a przepisy nie pozwalały trzymać chłopca dłużej w Pogotowiu Opiekuńczym. Paweł trafił do Domu Dziecka. Gehenna rodziny skończyła się dopiero 10 sierpnia 2010, gdy sąd postanowił, że chłopiec może wrócić do rodziców i ustanowił nad Dzikowiczami nadzór kuratora.
Nie mając zaufania do organów polskiego państwa – w obawie, że sytuacja się powtórzy – krótko po odzyskaniu syna Piotr i Renata Dzikowiczowie sprzedali mieszkanie i razem z Pawłem wyjechali do Londynu. Próbują na nowo ułożyć życie.
Dziś w sądzie nie było ani ich, ani Pawła.
Mec. Katarzyna Kamieniowska pomogła Dzikowiczom odzyskać syna. Znów reprezentuje ich rodzinę w sądzie.
Mec. Piotr Chańko z Prokuratorii Generalnej SP: – Zależy nam, by proces toczył się szybko i sprawnie -deklaruje.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
tu tez taki naukowiec sadowy.Mozna porownac wyniki nauki.
Biologiczny syn Dariusza H. w rozmowie ze szkolnym pedagogiem skarżył się, że ojciec każe mu czasami klęczeć na dywanie i bije pasem lub drewnianą łyżką. Sąd zadecydował o ograniczeniu praw rodzicielskich mężczyźnie i wprowadził nadzór kuratora. Wówczas Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Opolu wystąpiło do sądu o rozwiązanie rodziny zastępczej, ale ten odmawiał. Później również pojawiały się też inne sygnały świadczące o tym, że w rodzinie nie dzieje się dobrze. Śledczy prowadzący sprawę zabójstwa Małgorzaty H, przekazali do Sądu Rodzinnego informacje oraz zeznania świadka, który miał usłyszeć od Dariusza H. że w przyszłości przybrana córka będzie jego kolejną partnerką. Te informacje również nie przekonały sądu. Dopiero we wrześniu 2014 r., kiedy okazało się, że dzieci mieszkają ze swoimi biologicznymi rodzicami sąd zdecydował o rozwiązaniu rodziny zastępczej
A swoja droga Panie Redaktorze nazwisko tego naukowca sądowego to nie jest chyba tajemnica niezwykła.Warto je znac….
Brawo Pani Katarzyno.Niech Pani jeszcze spowoduje dołozenie do tych 400tys następne 100tys od sedziego i sprawdzi JAK on zajmuje sie swoimi dziećmi.Moze bedzie okazja mu je odebrac.Nie dziwie sie rodzinie ze nie pojawiła sie w sądzie.Ja bym tez sie nie pojawił.
A sedziego z legnickiego sadu nie proszono o zrobienie badan….sobie??Dziwne.Sprawa nie jest JESZCZE przedawniona.