Ciut ogłuszeni od wybuchów, okadzeni dymem, ale zachwyceni wychodzili legniczanie z parku, gdzie dzięki grupom rekonstrukcyjnym z całej Polski mogli na własne oczy zobaczyć, jak Sowieci dają łupnia hitlerowcom. Z wykorzystaniem dwóch czołgów, dziesiątków ludzi, efektów pirotechnicznych odtworzono atmosferę końca wojny i potyczkę Niemców z nadciągającą pod Legnicę Armią Czerwoną.
Inscenizacja układała się w opowieść. Emocjonującą nie tylko dzięki zaangażowaniu aktorów i efektom pirotechnicznym czy użytej przez rekonstruktorów broni hukowej, ale także za sprawą znakomitego spikera, który omawiał wydarzenia rozgrywające się przed publicznością, wpisując je w historyczny kontekst.
Oto mogliśmy obserwować zza barierek przygotowania zdziesiątkowanego oddziału niemieckiego do obrony Legnicy. Widzieliśmy uciekającą przed Armią Czerwoną ludność cywilną. Politycznego dygnitarza w Kugelwagenie, który z żoną próbuje wymknąć się z pułapki i zostaje, jak inni mężczyźni, pod lufami karabinów wcielony do Volkssturmu. Unieruchomiony niemiecki czołg z pustym bakiem, dla którego tuż przed natarciem Rosjan udaje się jeszcze zdobyć dwa kanistry paliwa. Hitlerowski zwiad. Pierwszy nieudany szturm Rosjan, śmierć czołgistów z T-34, artyleryjski ostrzał niemieckich pozycji i ponowny atak, tym razem skuteczniejszy. Potem wyłapywanie jeńców, rozstrzeliwanie esesmanów, opatrywanie rannych.
Skomplikowane przedsięwzięcie, w które zaangażowani byli rekonstruktorzy z różnych stron Polski, koordynował Michał Szprynger, szef grupy Festung Breslau, od lat zajmującej się odtwarzaniem formacji wojskowych walczących o Wrocław w 1945 roku,.Wypadło świetnie. Można żałować tylko, że więcej legniczan nie zdecydowało się przyjść w sobotnie popołudnie do Parku Miejskiego po pasjonującą lekcję historii Polski. Ci, którzy byli, po zdetonowaniu reszty ładunków wdarli się na pole bitwy, z zaciekawieniem dotykali broni, wdzierali się na czołgi, pytali o szczegóły uzbrojeni ai umundurowania, robili zdjęcia, kręcili filmiki.
Cdn.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI