Z grupą podekscytowanych legniczan spędziłem godzinę w pociągu towarowym , który zmierza z estońskiego Tallina do Guimaraes w Portugalii. W najbliższych dniach pokrąży trochę po Polsce, więc kto przegapił przystanek w Legnicy, a teraz żałuje, może go gonić. Najbliższy postój przewidziano we Wrocławiu (10-12 października), następny Jeleniej Górze (13 października). Warto to przeżyć.
Na ostatnim peronie dworca PKP w Legnicy powitało nas trzech naukowców z tajemniczego Instytutu B61, prowadzącego badania nad czasem. Przyjmując zaproszenie na spektakl, staliśmy się uczestnikami artystycznego eksperymentu mającego zgłębić istotę czasu. Otumanieni pseudonaukowym bełkotem o kalibrowaniu czasu, cząsteczkach x i cząsteczkach y, straszeni zagrożeniem dla epileptyków i kobiet w ciąży, z wyłączonymi komórkami i bezużytecznym fleszem w aparatach fotograficznych daliśmy się wprowadzić do kolejnych wagonów. Kapsuł żywego laboratorium.
Najzabawniejsze było krótkie spotkanie z Łukaszem L.U.C. Rostkowskim i jego futurystycznym odwłokiem. Po pobraniu próbek dźwięku z dwojga osobników różnej płci (klaskanie, buczenie) artysta niepostrzeżenie zmiksował je ze sobą w klubową muzykę i rozkręcił imprezę. W innym wagonie staliśmy pograżeni w zupełnej ciemności, nasłuchując symfonii z ludzkich oddechów. W jeszcze innym obserwowaliśmy wyświetlane na ścianach sceny ze śpiewającymi i pracującymi ludźmi. Zadziwiający okazał się minikoncert grupy Sofa wśród błysków stroboskopu i fruwających w powietrzu ścinków papieru. Zaskoczył wagon z setkami butelek ułożonych w dziwny labirynt. I złowieszczy napis I… WAR na kolejowej platformie. Kiedy nadszedł finał eksperymentu, to przez te litery patrzyliśmy na Mariusza Lubomskiego, który śpiewał na sąsiednim peronie coś o niedookreśloności. Pięknie.
Międzynarodowy multimedialny projekt, w którym uczestniczyliśmy jako widzowie nosi nazwę Cosmic Underground. Bierze w nim udział około 30 artystów z Polski i zagranicy.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI