Dorian D., jeden z mężczyzn oskarżonych o zniszczenie 94 nagrobków na legnickim cmentarzu, złożył wyjaśnienia w sądzie. Odpowiada też za zakatowanie psa i podpalenia altanek. Do niczego się nie przyznaje. Twierdzi, że jest wrabiany przez zdemoralizowanego kuzyna. I podsuwa sądowi trop, na którym jak diabli cuchnie siarką i czarnymi mszami.
Sąd Rejonowy w Legnicy ma do przesłuchania 118 świadków. Większość to osoby pokrzywdzone – bliscy zmarłych, których groby zostały zdewastowane przez chuliganów. Mimo długiej listy oczekujących na wezwanie, sędzia Katarzyna Sobieska ma nadzieję, że przesłuchania pójdą równie sprawnie jak dzisiaj i wbrew pozorom na wyrok nie trzeba będzie długo czekać.
Oskarżeni to czterej młodzi mieszkańcy Legnicy: Artur Rz (23 lata), jego kuzyn Dorian D. (26 lat) i koledzy Tomasz K. (22 lata) i Mariusz M. (18 lat). Grozi im od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Dorian jako jedyny nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.
Z ustaleń prokuratury wynika, że to on i Artur Rz. dokonali pierwszej dewastacji na cmentarzu – w kwietniu 2012 roku we dwójkę zniszczyli 9 grobów. W lutym oraz na przełomie lipca i sierpnia 2013 roku Artur Rz. dwukrotnie powtórzył ten wyczyn z Tomaszem i Mariuszem. Najpierw uszkodzili 44 nagrobki i 2 figury świętych, potem kolejne 22. Za czwartym razem Tomasz K. i Mariusz M. działali już sami, bez Artura. W wigilijną noc przyszli na cmentarz, wypili piwo nad mogiłą babci Tomka i zostawiwszy puste puszki na grobie, kopali oraz przewracali inne pomniki.
Trzech głównych sprawców policja zatrzymała 3 stycznia 2014 roku, Doriana D. – tydzień później. Wydał go kuzyn i na przesłuchaniach opowiedział o innych wspólnych grzechach: dwóch spalonych altankach i psie-przybłędzie, którego we dwójkę z Dorianem powiesili na haku, stłukli kijem a potem zabili, podcinając zwierzęciu gardło.
Dorian D. zaprzecza w sądzie, by miał z tymi czynami cokolwiek wspólnego. Twierdzi, że Artur z jakiegoś powodu go wrabia. Matka Doriana, dopóki żyła, pilnowała, żeby kuzyni nie utrzymywali ze sobą kontaktu. To dlatego, że ojciec Artura, parokrotnie karany, uchodzi w rodzinie za czarną owcę, społeczny margines. Według Doriana D., w młodości zdewastował cmentarz żołnierzy radzieckich, a potem stracił pracę za palenie kotów żywcem. Niedaleko padło jabłko od jabłoni.
Po śmierci matki Doriana w styczniu 2012 roku, Artur zaczął bywać u kuzyna. Przychodził pożyczać gitarę na próbę heavymetalowej kapeli w której gra. Czasem szli razem na spacer. Kiedyś widział, jak Artur kopnął mocno psa. – Wtedy się trochę oburzyłem i zapytałem co robi. On powiedział “To tylko głupi pies”. I że jego ojciec nie takie rzeczy wyprawiał, a nikt nie robił afery – opowiadał w sądzie Dorian.
Na cmentarzu, jak twierdzi, nigdy razem nie byli. Sugeruje, że kuzyna może coś łączyć z satanistami. Razem ze swoim zespołem Artur Rz. miał rzekomo uczestniczyć w ubiegłorocznym satanistycznym koncercie w Spiżarni.
To, co Dorian mówi w sądzie, różni się znacznie od jego pierwszych zeznań złożonych na policji i przed prokuratorem. Wtedy przyznał się, że bił psa kijem, choć zaprzeczał swojemu udziałowi w podpaleniach altanek. Wyjaśnia, że przez zmęczenie po 24 godzinach w pracy i mętlik w głowie po zatrzymaniu nie miał możliwości wszystkiego przemyśleć.
- Policjanci straszyli mnie, że mają świadków. Że za altankę dostanę pięć lat, za psa drugie pięć i jedyną szansą na łagodniejsze potraktowanie przez sąd jest przyznanie się do winy. Więc się przyznałem. Ale wprowadzono mnie w błąd. Nie chcę odpowiadać za przestępstwa, których nie popełniłem – tłumaczy.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
Drukuj
Email
