Złotoryjski szpital może przetrwać w dotychczasowej strukturze, bez łączenia go z legnickim i bez sprzedawania prywatnemu podmiotowi. Tak twierdzi wicestarosta Rafał Miara. – Kilka drastycznych posunięć sprawi, że będzie się bilansował – przekonuje. Ma plan, ale głosowanie nad wnioskiem o odwołanie starosty może ten plan, i – być może – sam szpital, pogrzebać na dobre.
Złotoryjski szpital – największy pracodawca w mieście i główne zaplecze opieki medycznej dla mieszkańców powiatu – ma 18 mln zł długu i z każdym miesiącem funkcjonowania dokłada do tego kolejne 100-200 tys zł. Jego upadek oznaczałby też prawdopodobnie wprowadzenie zarządu komisarycznego do powiatu, bo i tutaj zadłużenie niebezpiecznie zbliża się do dozwolonej granicy 60 proc. budżetu. Sytuacja wydaje się patowa: starostwo choćby chciało, nie jest w stanie oddłużyć swojej placówki. Poza tym bez doprowadzenia do sytuacji, w której szpital będzie się bilansował, takie działanie nie miałoby sensu, bo dług zacząłby narastać od nowa. Prędzej czy później i tak doszłoby do katastrofy.
Przedstawione przez starostę Józefa Sudoła wyjścia z sytuacji – sprzedaż szpitala prywatnemu podmiotowi lub połączenie go w jeden organizm z Wojewódzkim Szpitalem Specjalistycznym w Legnicy – budzą potężny opór załogi oraz pacjentów. Dla obrońców szpitala Sudoł stał się wrogiem nr 1, bo jego działania odczytano jako krok do marginalizacji lub też całkowitej likwidacji placówki. Wykorzystując dogodny moment do politycznego przewrotu, grupa opozycyjnych radnych z eksstarostą Ryszardem Raszkiewiczem na czele podjęła próbę przejęcia władzy w starostwie. 21 maja złożyła wniosek o odwołanie Józefa Sudoła wraz z resztą zarządu powiatu. Głosowanie odbędzie się pod koniec czerwca.
Józef Sudoł od początku podkreślał, że co do jego koncepcji ratowania złotoryjskiego szpitala poprzez prywatyzację lub połączenie z Legnicą, w zarządzie powiatu nie ma zgody. Wicestarosta Rafał Miara ma zupełnie inny pomysł. Według jego planu, szpital mógłby funkcjonować w takich strukturach jak obecnie, konieczne będzie jednak wprowadzeni kilku drastycznych posunięć poprawiających organizację pracy i dyscyplinujących finanse. Pierwsze podjęte w tym kierunku decyzje już przynoszą efekt: od dwóch miesięcy straty w szpitalu powoli maleją. To wciąż jednak tylko delikatna przygrywka do gruntowniejszej rewolucji. Podobnie bolesną kurację, jaką przygotowuje Miara, przeszedł kilka lat temu chylący się ku upadkowi szpital w Bolesławcu – dziś samobilansujący się i stawiany z wzór dobrego zarządzania w służbie zdrowia. Dokonując tamtej reorganizacji, złotoryjanin Adam Zdaniu nie ugiął się pod presją bolesławieckich lekarzy, którzy na zmniejszenie zarobków i nowe obowiązki odpowiadali wypowiedzeniami. Szpital odzyskał płynność finansową. Dziś stać go na zatrudnianie najlepszych fachowców, nowoczesny sprzęt, ma zaufanie pacjentów.
Droga do bolesławieckiego sukcesu była bolesna i trudna. Można się zastanawiać czy Rafałowi Mierze starczyłoby determinacji, aby przejść ją do końca. Adam Zdaniuk miał mimo wszystko łatwiej: obejmując stanowisko dyrektora szpitala w Bolesławcu był w tamtym mieście zupełnie obcy, wolny od jakichkolwiek towarzyskich i politycznych uzależnień, całkowicie skupiony na zadaniu, jakie przed nim postawił starosta Cezary Przybylski. Nie aspirując do miejsca w samorządzie, nie musiał wcale przejmować się, jak na jego dyrektorskie decyzje zareagują wyborcy. Rafał Miara nie ma takiego luksusu. Musiałby się zmagać z naciskiem złotoryjskiego SLD, którego jest członkiem, i innych środowisk. Do tego przyszłoby mu wprowadzać drastyczne, niepopularne posunięcia w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory samorządowe. Czy gdyby, jak Zdaniuk, zdecydował się obciąć zarobki lekarzy, potężna i wpływowa grupa zawodowa nie zmiotłaby Miary ze złotoryjskich list wyborczych raz na zawsze? Prawdopodobnie tak.
Alternatywą dla pomysłów podsuwanych przez Sudoła i Miarę jest powrót Ryszarda Raszkiewicza na stanowisko złotoryjskiego starosty. Wystarczą do tego dwa głosowania. W pierwszym jedenaścioro radnych musiałoby poprzeć złożony już wniosek o odwołanie obecnego zarządu powiatu. W drugim Raszkiewicz musiałby uzyskać głosy dziewięciorga radnych.
Według Ryszarda Raszkiewicza, szpital można by uratować, gdyby powiat zdecydował się rozbudować go o centrum rehibilitacyjno-medyczne z krytą pływalnią, o której od pokoleń marzą złotoryjanie. Jeszcze jako starosta w 2006 roku Raszkiewicz zlecił sporządzenie projektu budowlanego i studium wykonalności takiej inwestycji. Za te dokumenty powiat zapłacił 300 tys. zł. I, jak dotąd, na nic mu się owe papiery nie przydały. Zarządowi Ryszarda Raszkiewicza nigdy nie udało się zgromadzić funduszy na realizację tej inwestycji. Zarząd Józefa Sudoła nawet o niej nie myśli. W 2007 roku koszt rozbudowy szpitala o Centrum Rehabilitacyjno-Medyczne szacowano na 17 mln zł. Bóg wie ile kosztowałoby dzisiaj.
- To pomysł z kosmosu, zupełnie nierealny – ocenia wicestarosta Rafał Miara. Zwraca uwagę, że po pierwsze ani powiat, ani miasto przy obecnym zadłużeniu nie mogłyby pozwolić sobie na tak kosztowną inwestycję. Po drugie zaś, kryta pływalnia zamiast pomóc szpitalowi odzyskać płynność finansową, stałaby się balastem, który pociagnąłby go na dno. Z doświadczeń okolicznych samorządów wynika bowiem, że do wszystkich krytych pływalni w regionie, właściciele muszą dopłacać.
Dla eksstarosty Ryszarda Raszkiewicza – którego korupcyjna afera z 2010 roku zmiotła ze świecznika władzy, a zakończony niedawno proces sądowy oczyścił z zarzutów – obecny konflikt wokół szpitala stanowi niepowtarzalną okazję odrobienia strat. Jeśli teraz nie odzyska stanowiska, kto wie, czy w 2014 roku będzie dla niego jeszcze miejsce w złotoryjskim samorządzie.
Taktyka Raszkiewicza polega na krytyce Józefa Sudoła, z którym prawie od początku powiatu złotoryjskiego tworzył zarząd starostwa. Jako długoletniemu gospodarzowi powiatu trudno mu będzie jednak uniknać pytań, o odpowiedzialność za obecny stan samorządowych finansów. W końcu to podjęte za jego kadencji decyzje - m.in. o modernizacji drogi północ-południe - wpędziły powiat w spitralę długów, z której nie sposób się wyzwolić. Działa efekt toczącej się kuli śniegowej. Gdy Ryszard Raszkiewicz odchodził ze stanowiska, zadłużenie szpitala wynosiło 13 mln zł. Dziś jest o 5 mln zł większe. Ta puszczona w ruch gdzieś w drugiej czy trzeciej kadencji kula coraz szybciej będzie obrastać nową warstwą śniegu.
Pomysł na ratowanie szpitala, który w 2007 roku zgłaszał Ryszard Raszkiewicz, nie odbiega zbytnio od tego, za który dziś żąda się głowy Józefa Sudoła. W tamtym czasie Ministerstwo Zdrowia, planując tzw. sieć szpitali, nosiło się z zamiarem likwidacji tych najmniejszych. Raszkiewicz zaproponował wówczas marszałkowi Dolnego Śląska fuzję Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy, Szpitala Psychiatrycznego w Złotoryi i powiatowego szptala Zespołu Opieki Zdrowotnej w Złotoryi. W jej wyniku miałby powstać największy szpital na Dolnym Śląsku. Jego zlotoryjska odnoga, powiększona o Centrum Rehabilitacyjno-Medyczne, miała się specjalizować w rehabilitacji. Wszystkim wówczas taki pomysł się podobał: przyklaskiwali mu i zasiadający w zarządzie województwa Piotr Borys, i dyrektorka legnickiego szpitala Krystyna Barcik, i związki zawodowe.
To powiatowi radni na najbliższej, czerwcowej sesji zdecydują, którą drogą popprowadzić złotoryjski szpital: oddać go pod skrzydła marszałka jak chce Sudoł, spróbować napoić gorzkim lekarstwem Miary czy razem z Raszkiewiczem wypuścić w kosmos populistycznych haseł.
Sudoł tylko dąży do jego zamknięcia. Nie wiem czy ktoś uratuje szpital, ale na pewno nie on.
TEN SZPITAL TO FARSA TAM NIE LECZĄ TYLKO PRZECHOWUJĄ.Wiec jak go nie będzie to i strata niewielka.Nie życzę nikomu aby tam trafił.
Miejmy nadzieje że, szpital w Złotoryi zostanie na swoim miejscu.