Siedmioosobowa rodzina Kolasińskich, która od 4 lat opierała się nakazowi eksmisji wydanemu przez burmistrza Złotoryi, przegrała dziś w sądzie. Stoczyli heroiczną walkę z bezdusznym urzędem o prawo do życia w miejscu, które od 25 lat stanowiło ich dom. Nie poddali się nawet gdy miasto odcięło im prąd. Wyrok nie jest prawomocny. Kolasińscy wierzą, że może zostać uchylony.
Od 25 lat Zygmunt Kolasiński z rodziną mieszka na końcu ulicy Krzywoustego. Niby za miastem, wśród drzew, na górce z zapierającym dech widokiem, a jednocześnie tak blisko centrum Złotoryi, że w pięć minut można do niego dojść na piechotę. Czynsz płacił regularnie. O mieszkanie dbał jak o swoje. Nie szczędził pieniędzy na remonty, bo liczył, że miasto pozwoli mu je kiedyś wykupić. W 1994 roku burmistrz Ireneusz Żurawski nawet się zgodził i kazał robić Kolasińskim wyciąg z rejestru oraz wycenę. Ale gdy dokumenty były gotowe, gospodarz Złotoryi zmienił zdanie. W kwietniu 2009 roku wypowiedział rodzinie pana Zygmunta umowę najmu a potem nakazał eksmisję. Sąsiedzi Kolasińskich dali się wykwaterować. Pan Zygmunt powiedział, że domu nie opuści. Miasto skierowało sprawę do sądu. Proces trwał cztery lata. Właśnie się zakończył.
Konieczność eksmisji burmistrz uzasadniał złym stanem technicznym budynku. Twierdził, że ze względu na brak środków miasto nie może sobie pozwolić na jego gruntowny remont i jedynym rozwiązaniem jest sprzedaż nieruchomości. Zygmunt Kolasiński nie zgadzał się z taką argumentacją, bo w Złotoryi są budynki w znacznie gorszym stanie, z których nikt nie wyrzuca lokatorów. Jedna z teorii, które mają uzasadniać upór burmistrza, głosi, że atrakcyjną działkę upatrzył sobie ktoś wpływowy i bogaty. Kolasińscy zaś ani znajomości, ani wielkich pieniędzy nie mają.
Podobną drogę przed Kolasińskimi przeszli lokatorzy domu na ul. Słowackiego, w pobliżu Lidla. Mieszkali w nim od 1953 roku. Rodzina chciała wykupić komunalny budynek. I podobnie jak w przypadku domu przy ul. Krzywoustego, władze miasta najpierw zgadzały się na sprzedaż nieruchomości najemcom. Gdy ludzie wydali pieniądze na wykonanie operatu szacunkowego, burmistrz zmienił zdanie. Lokatorów wykwaterowano, a budynek poszedł w prywatne ręce. Dziś zamiast mieszkania na parterze jest w nim sklep.
Wydając wyrok w sprawie Kolasińskich Sąd Rejonowy w Złotoryi oparł się na artykule 11 ustawy o ochronie lokatorów. Przepis ten pozwala eksmitować lokatora z lokalu, który wymaga opróżnienia w związku z koniecznością rozbiórki lub remontu budynku.
- Opinia niezależnego biegłego powołanego przez sąd wykazała, że budynek, którego dotyczy spór, wymaga kapitalnego, a co za tym idzie kosztownego, remontu. Gmina ma prawo porównywania kosztów remontu budynków ze swoimi możliwościami finansowymi i decydowania, które budynki chce remontować, a które przeznacza na sprzedaż – uzasadniała sędzia Joanna Nierzewska-Sosa.
Nakazując eksmisję lokatorów, sąd zobowiązał gminę do zapewnienia rodzinie Kolasińskich odpowiedniego lokalu socjalnego. Urząd ma też zapłacić 4,7 tys. zł za uchyloną w trakcie procesu opinię biegłego Stanisława Kapelskiego (sąd uznał ją za nieobektywną, bo biegły wykonywał wcześniej zlecenia dla Urzędu Miasta w Złotoryi). Kolasińscy jako strona przegrana muszą natomiast ponieść koszty zastępstwa procesowego.
Kolasińscy zapowiadają apelację.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
I bedzie działeczka pod markecik do sprzedania, Pare groszy pod stołem zostanie.
A stare dziady nadal będą głosować na tego burmistrza pajaca.