Grzegorz Szymanik i Julia Wizowska napisali znakomitą książkę reporterską. Dla mieszkańców Legnicy będzie chyba szczególnie interesująca, bo traktuje o żołnierzach Armii Radzieckiej, którzy przez prawie pół wieku byli ich tajemniczymi, niechcianymi, często znienawidzonymi sąsiadami. Dziś o godz. 18 w legnickiej Art Cafe Modjeska będzie okazja porozmawiać z autorami “Długiego tańca za kurtyną”. Wstęp wolny.
Książka jest świeża, dopiero co wydana przez wydawnictwo Czarne w Serii Reportaż. Jej pełny tytuł – “Długi taniec za kurtyną. Pół wieku Armii Radzieckiej w Polsce” – mógłby zwiastować historyczny bryk i ciężką, wymagającą lekturę, gdyby nie założenie przyjęte przez autorów, by opowiadać przede wszystkim o ludziach. Rozgrzebać to mrowisko i spojrzeć Armię Radziecką przez pryzmat pojedynczych osób, które tworzyły jej rój lub – jak w przypadku zgwałconej w kwietniu 1945 roku Pelagii – zostały jego ofiarami. Szymanik i Wizowska co kilka stron zmieniają perspektywę, jakby obracali przed oczami czytelnika kryształ o skomplikowanej, niejednorodnej, zaskakującej strukturze. To naturalne, bo dorastali po dwóch stronach granicy, w kompletnie innej rzeczywistości. Julia w Kazachstanie oglądała “Lecą żurawie” i słuchała opowieści dziadka o tym, jak Armia Radziecka uratowała świat. Grzegorz w mazowieckiej wsi musiał przymusowo uczyć się języka rosyjskiego i widział w Rosjanach nie wyzwolicieli Polski, ale jej okupantów.
- Potem temat w nas dojrzewał, bo gdy się już poznaliśmy, zderzyły się w nas te dwie różne wizje historii, kształtowane od dziecka. Jedna, w której o radzieckim żołnierzu mówiło się z dumą, i druga, w której o radzieckim żołnierzu szeptało się ze strachem, złością i pogardą. Z tego zderzenia wzięła się nasza książka – opowiadają Julia Wizowska i Grzegorz Szymanik.
Razem objechali kraj szukając śladów po tej potężnej sile, która przez 48 lat zajmowała w Polsce 707 kilometrów kwadratowych. Ich książka pokazuje, że w ćwierć wieku po wyjściu Armii Radzieckiej zostało z tej potęgi zaskakująco mało. Wszystko wpółunicestwione, zdegenerowane, cuchnące pleśnią i rozkładem. Ruiny podziemnych magazynów w których przechowywano głowice atomowe. Nadpiłowane, zrzucone z cokołów pomniki. Spękana głowa Lenina w prywatnym Muzeum Michała Sabadacha w Uniejowicach. W jego gospodarstwie kończy się ta podróż. “Na podwórzu drapie się pies. O ścianę stoją oparte popękane kamienne twarze radzieckich żołnierzy. Nie mają nosów, usta zarasta im trawa.”
Zmysły Szymanika i Wizowskiej wydają się wyostrzone na takie właśnie symboliczne obrazy. Szybkie błyski metafor. Czasem jakieś zdanie wypowiedziane przez bohaterów. Anegdotę. Jest ich w “Długim tańcu za kurtyną” mnóstwo i sprawiają, że książkę połyka się za jednym posiedzeniem. Ich opowieść o Armii Radzieckiej jest skomponowana z 18 reportaży z miejsc takich jak Trzebień, Kłomino, Kęszyca Leśna, Szprotawa, Wiechlice, Borne Sulinowo, Brzeźnica -Kolonia. Swoistą klamrą spinają ją dwie historie. Jedna zaczerpnięta od Roberta Urbańskiego – dyrektora literackiego Teatru Modrzejewskiej – o rosyjskiej tancerce Simie Rajewskiej, którą szła z frontem przez Polskę niosąc jako pamiątkę pistolet od marszałka Rokossowskiego. Druga o Michale Sabadachu, przyjacielu Rosjan, który już po wyjeździe Sowietów wstawił do swego sadu popiersie Rokossowskiego i organizuje przy nim coraz skromniejsze przyjęcia, na których śpiewa się “Dien pobiedy”.
- W Żarach pod hipermarketem spotkaliśmy po drodze radzieckiego dezertera. W Brzeźnicy-Kolonii żołnierz służący niegdyś w pobliskim garnizonie, oprowadzał nas po atomowym bunkrze. W Bornem Sulinowie okazało się, że dziś na radzieckim poligonie strzelają do siebie z plastikowych kulek pracownicy korporacji – opowiadają Grzegorz Szymanik i Julia Wizowska.
Naturalnie, reporterski duet musiał też zajrzeć też do “Małej Moskwy”, siedziby sztabu Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. Nazwa Legnica powraca jak mantra w kilku rozdziałach. Szymanik i Wizowska zderzają ze sobą dumę i wstyd. Spojrzenie współczesnych Rosjan, widzących w dawnej Legnicy ziszczenie się komunistycznego ideału internacjonalistycznej przyjaźni, i poglądy Polaków, pragnących na różne sposoby wymazać ten czas z pamięci jako okres hańby. Autorzy “Długiego tańca za kurtyną” raz jeszcze opowiadają o tragicznej miłości Julii Novikowej i Edwarda Jońcy, która stała się kanwą filmu Waldemara Krzystka i inspiracją organizowanego przez Tadeusza Samborskiego Festiwalu Romansu Polsko-Rosyjskiego. Kręcą się po zarosłych chwastami placach defiladowych, wśród zmurszałych murów, nadkruszonych zębem czasu komunistycznych kolosów, zawilgłych mundurów, kiczowatych albumów ze służby w Polsce i innych pamiątek, ale w centrum ich zainteresowania nieodmiennie jest człowiek.
Jeśli z tych opowieści płynie jakaś nauka, to taka, że nie beton, którego Rosjanie wylali w polskich lasach sporo, i nie rdzewiejące dziś konstrukcje ze stali przetrwają, ale pamięć o ludziach. O dobrych ludziach i o podłych ludziach, o tchórzach i o bohaterach, o tym, co w nas – niezależnie od miejsca urodzenia, niezależnie od nacji – małe i wielkie.
Książkę wydało wydawnictwo Czarne. Jest dostępna TUTAJ. Gorąco polecam.
Piotr Kanikowski
FOT. PIOTR KANIKOWSKI