Podczas eliminacji Biegu Wulkanów 36- letni zawodnik zasłabł po dobiegnięciu do mety. Mimo trwającej ponad godzinę reanimacji nie udało się go uratować. Mężczyzna zmarł na skutek zawału serca.
Tragedia wydarzyła się wieczorem nad złotoryjskim zalewem. Przed jutrzejszym biegiem głównym rozgrywano tu eliminacje, mające ustalić kolejność wyruszania zawodników na trasę. W porównaniu z 11-kilometrową trasą biegu głównego, dzisiejsza nie była ekstremalnie trudna, choć trzeba się było ścigać przez opony, zjeżdżać po ślizgawce wodnej, przechodzić przez wóz załadowany drewnem. Już po dobiegnięciu do mety jeden z biegaczy stracił przytomność i przewrócił się. Organizatorzy natychmiast wezwali pogotowie. Do przyjazdu karetki mężczyznę reanimowali ratownicy zabezpieczający imprezę. Na miejsce zawodów przyjechały dwie karetki – najpierw “P” ze Złotoryi, potem “S” z Legnicy. Mimo długiej reanimacji mężczyzna zmarł.
36-latek z Długołęki był doświadczonym biegaczem – brał udział w maratonach i biegach na długim dystansie. W ubiegłym roku startował także w Złotoryi, osiągając dobry czas. Przyjechał z córką na swój drugi Bieg Wulkanów.
To cios także dla organizatorów zawodów. Przygaszony jak nigdy dotąd Mirosław Kopiński – twórca i pomysłodawca Biegu Wulkanów – zastanawiał sie, czy nie odwołać finału. Ze względu na ludzi, którzy przyjechali do Złotoryi z całej Polski, zdecydował jednak, że niedzielny bieg się odbędzie.
- Choć nie tak jak planowaliśmy, bez koncertów i bez zabawy w inscenizację bitwy – zaznacza. – Nie zmieniamy trasy, zostawiamy przeszkody, ale to będzie bieg przyjacielski. Sam go poprowadzę. Wszystkie nagrody przekażemy rodzinie zmarłego.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
Jak widać złośliwców i po prostu małych ludzi nie brakuje. Ludzie na zawał serca umierają wszędzie, nawet w kościele i nie słyszałem aby ktoś wzywał do zaprzestania odprawiania Mszy Św. i to pomimo tego iż nie ma tam zabezpieczenia medycznego. Niestety, tak ten świat jest zbudowany. Wszyscy kiedyś umrzemy. Byłem na tej imprezie i może to i szokujące ale gdybym miał choć minimalny wybór to wolałbym umrzeć na tak wspaniałej i znakomicie przygotowanej imprezie. Należy jeszcze wspomnieć o wspaniałej postawie organizatorów po zdarzeniu i przed biegiem głównym! Panie Mirku. Psy szczekają a karawana idzie dalej. Mam nadzieję, że w przyszłym roku odbędzie się V edycja biegu!
Zawistników w pięknej Złotoryi nie brakuje, czego przykładem spuszczony przed biegiem zalew i komentarze, sugerujące złą organizacje organizatorom najfajniejszej imprezy w mieście. Na szczęście biegacze mają zupełnie inne opinie, o czym mozna przeczytać chociażby na formum maratonypolskie.pl, gdzie bieg zbiera bardzo pozytywne recenzje. Stała się tragedia, ale nie była ona w najmniejszym stopniu zawiniona przez Mirka Kopińskiego i jego ekipę. Przeszkody jednym moga się podobać, innym nie, ale na tego pana nie zawalił się wóz z drewnem, ani nie pękła deska równoważni. To było serce. Stanęło na biegu w Złotoryi, ale mogło się to stać gdziekolwiek, choćby podczas porannego joggingu czy dźwigania zakupów. Pomoc panu Krzysztofowi została udzielona natychmiast. Na karetkę z Legnicy czekano długo, to prawa, ale pretensje należałoby raczej kierować do twórców systemu ratownictwa medycznego, niż organizatorów biegu. Cały czas do pojawienia się eski pod sceną trwała reanimacja biegacza. Nikt nie przerwał jej choćby na pół minuty. Także inne działania organizatorów (jak choćby sposób przeprowadzenia biegu finałowego) dowodzą, że poradzili sobie w sytuacji kryzysowej. Nie zazdroszczę im i szczerze podziwiam. Jako kibic dziękuję za piękny, mimo wszystko, weekend.
A gdzie ja piszę, że organizacja była na najwyższym poziomie? Napisałem, że w sporcie na najwyższym poziomie organizacyjnym takie wypadki się zdarzają. Podać przykłady? Sugerowanie, że organizacja imprezy mogła spowodować, że doszło do tragedii jest żałosne. Pomoc ratownicza była od razu, tragedia nie była również skutkiem przeszkód. Gdzie jest niby wina organizatorów? Co było ich obowiązkiem, a nie zostało zrealizowane?
Tragedia… pewnie są świadkowie kto udzielał pierwszy pomocy. Po drugie to niech nikt nie wspomina o sporcie na najwyższym poziomie bo to co Pan K. organizuje to nawet nie stało z boku
Co wy wygadujecie?! Pomocy udzielono mu natychmiast. Zresztą wszystko działo się przy mecie, nieopodal której byli ratownicy.
Dzieckiem zaopiekowali się organizatorzy, dbając o jego komfort psychiczny i odseparowanie od informacji, niemal natychmiast też skontaktowano się z rodziną. , więc proszę nie sugerować, że tak nie było. Przyczyną nie była trudność trasy, to był najprostszy etap dzisiejszego biegu i temperatura też nie była za wysoka. Winienie Mirka za to jest śmieszne. Co miał niby zrobić, aby temu zapobiec?! W sporcie na najwyższym poziomie takie rzeczy się niestety również zdarzają.
Tak tak i znów kłamiecie jaka reanimacja przez ratowników ??. Stali i sie patrzyli byłem i wiedziałem jeden z zawodników biegnących za nim zaczoł go reanimowac a karetka przyjechała po 15 min
Organizatorzy z roku na rok prześcigają się z wymyślaniu coraz głupszych konkurencji, to była kwestia czasu…, Panie Mirku weź się Pan za budowlankę!
P.S.
Czy dziecku zapewniono opiekę psychologa i po jakim czasie?