POLMED
Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  styl życia  >  Current Article

Sens życia Obywatela Zbigniewa Warczewskiego

Przez   /   14/10/2021  /   No Comments

Rozmowa ze Zbigniewem Warczewskim – Honorowym Obywatelem Miasta Lubin, budowniczym lubińskiego hospicjum, wieloletnim prezesem Stowarzyszenie Fundacji Palium i Stowarzyszenia Palium, radnym.

Jak to się stało, że w latach dziewięćdziesiątych zabrałeś się za budowę hospicjum? Był jakiś impuls? Wydarzyło się coś szczególnego, co sprawiło, że dostrzegłeś potrzebę takiej placówki w Lubinie?

- Nie. Byłem pięć lat na emeryturze po pracy w KGHM i w zasadzie mogłem dalej spokojnie taki osiadły, emerycki tryb życia prowadzić. W tym czasie powstała jednak w Lubinie Fundacja Palium. Jej pomysłodawca i współzałożyciel, doktor Marian Kołodziej, postanowił przeszczepić z Europy na nasz lokalny grunt ideę hospicjów jako miejsc opieki nad ludźmi terminalnie chorymi. Choć Społeczna Fundacja Palium rodziła się w środowisku biznesmenów, pod auspicjami Lions Clubu Legnica – Lubin – Głogów, jej początki nie były imponujące. Mówiąc wprost, nic się nie działo. W końcu, żeby był ktoś do roboty, mój były szef, który znał moją słabość do działalności społecznej, namaścił mnie i za zgodą zarządu zostałem prezesem zarządu Społecznej Fundacji Palium. To był rok 1996.

 

A ty miałeś wcześniej jakieś doświadczenie z hospicjami?

- Nic kompletnie. Także w kręgu mojej rodziny ani znajomych nie było tego rodzaju przeżyć. Nie miałem w tym czasie styczności z osobami w stanie terminalnym, chorymi onkologicznie, itd. To było dla mnie zupełnie coś nowego. Potraktowałem moją nominację jako zadanie, kolejne w życiu, i nie myślałem wówczas o jego humanitarnym aspekcie.

 

To jak rodziło się w Tobie przekonanie, że chodzi o coś więcej niż tylko zadanie do wykonania, a hospicjum jest ważne i potrzebne lubinianom?

- Ja szybko dostrzegłem, że dotykam bardzo delikatnej sfery: choroby, cierpienia, umierania. Co tu dużo mówić, praca w Palium wciągnęła mnie. To chyba wynika z moich osobowych cech: z miękkości serca i z przekonania, że życie ma sens, jeśli robi się coś dla innych.

 

Ile lat chodziłeś wokół tego projektu, namawiałeś na wsparcie i z jakimi reakcjami się spotykałeś?

- Zaczęło się 3 października 1996, kiedy w Warszawie została zarejestrowana Społeczna Fundacja Palium. Zarejestrowana – żeby było śmiesznie – z siedzibą w Lublinie, co później musieliśmy prostować. Potem jeszcze wielokrotnie wydarzały się i śmieszne, i smutne rzeczy. Pamiętam na przykład, jak nasza wiceprezes wypisała ponad 120 listów do różnych instytucji i firm z terenu województwa, a efektem tej akcji była zwózka gruzu ceglanego pod fundamenty hospicjum. Niestety, dopóki się nie dotarło do urzędu miasta i do władz KGHM to wszystko się jakoś w ten sposób kisiło. Między rokiem 1996, gdy powstała Fundacja Palium, a rokiem 2005, gdy otwieraliśmy pierwszy pawilon minęło 9 lat. Te 9 lat było drogą przez mękę.

 

Myślałeś czasem: tego się nie da zrobić?

- Wielokrotnie. Nawet mój promotor miewał chwile zwątpienia. Raz on był bliski rezygnacji, raz ja, ale jakoś trwaliśmy. Zaciskaliśmy zęby i mówiliśmy sobie, że trzeba to doprowadzić do końca.

 

A pamiętasz moment przełomowy? Moment przyspieszenia?

- Przy powstawaniu pierwszego pawilonu nie zdarzały się jakieś szokująco wysokie wpłaty finansowe, pozwalające uruchomić albo przyspieszyć tę inwestycję. Prosiliśmy o 1 procent od podatków i w którymś roku było to w sumie 27 tysięcy złotych. Dzisiaj z tego tytułu ludzie darują nam prawie 10 razy tyle na działalność Stowarzyszenia Palium.

 

Ten rok jest dla Ciebie szczególny, prawda?

- Tak, bo w tym roku mija 25 lat mojej działalności na rzecz opieki paliatywnej, szeroko pojętej.

 

Szmat czasu.

- Żartuję, że powinienem mieć z tego tytułu drugą emeryturę pracowniczą. Co ważne, o ile pierwsze 9 lat kojarzy mi się z drogą krzyżową, to budowę drugiego pawilonu pamiętam już niemal wyłącznie jako przyjemność. W pamięć zapadły mi mocno słowa prezydenta Lubina Roberta Raczyńskiego, który powiedział kiedyś: „Jak mógłbym ci przeszkadzać, kiedy ty to robisz właściwie za mnie”.

 

Jak dzisiaj funkcjonuje Twoje hospicjum?

- Komfortowo. Mówię do moich wspaniałych współpracowników, którzy poświęcają się codziennej pracy w hospicjum, że ten obiekt ma być dla chorych jak czterogwiazdkowy hotel. Póki żyję, nie może być inaczej. Dzięki 1 procentowi jesteśmy obecnie w stanie zapewnić pełny luksus podopiecznym naszej placówki. Praktycznie nie sięgamy już po inne środki społeczne, co jest ewenementem wśród fundacji. Mamy grupę liczącą około 1,5 tysiąca ludzi, którzy regularnie wspierają naszą działalność. Jesteśmy im niepomiernie wdzięczni, bo ich hojność umożliwia nam utrzymanie hospicjum na najwyższym poziomie. Wszelkie życzenia, oczekiwania dotyczące wyposażenia są przez nas spełniane. Placówka korzysta ze sprzętu najwyższej klasy.

 

Ile pacjentów skorzystało już z pomocy hospicjum w Lubinie?

- Na początku działalności nie prowadziliśmy takich statystyk. Obecnie co roku około 300 dusz odchodzi do góry z hospicjum. W większości zgłaszają się do nas osoby z terenu dawnego województwa legnickiego, ale mamy i pacjentów spoza tego obszaru, nawet z północnej Polski.

 

Bolączką służby zdrowia jest niedostatek kadry medycznej na rynku. Ominął Was ten problem?

- Kadra się zmieniała, ale zawsze były to panie, które z pełnym zaangażowaniem poświęcały się tej pracy. Stary zespół ma swoich godnych następców. To prawdziwi aniołowie, opiekujący się ludźmi w beznadziejnym stanie i ich cierpiącymi rodzinami. Atmosfera w zespole jest wspaniała. Natomiast my jako stowarzyszenie dbamy, aby zapewnić placówce wszystko, co trzeba. Warto podkreślić w tym miejscu również cudowną pracę wolontariuszy. Od 2 lat wprawdzie ich aktywność jest ograniczona przez COVID-19. Nie mogą wchodzić do hospicjum, ale angażują się z zewnątrz.

 

Czy czujesz się w Lubinie doceniony jako twórca tego wyjątkowego miejsca?

- Ludzie mówią o „hospicjum Warczewskiego”, choć nie jestem ani właścicielem, ani gospodarzem tej placówki. To znaczy, że w powszechnej świadomości lubinianie łączą jej istnienie z moją osobą, co daje mi poczucie satysfakcji. Spotykałem się z gestami wdzięczności, uznania. Trudno to jednak zestawić z radością, jaką sprawił mi dzień 28 września, kiedy przyznano mi tytuł Honorowego Obywatela Miasta Lubin. Może zabrzmi to bezczelnie, ale długo na to czekałem. Ale doczekałem się.

 

Czy uważasz lubińskie hospicjum za sens nie tylko ostatnich 25 lat, ale w ogóle za dzieło swojego życia?

- Dokładnie tak napisała kiedyś pani redaktor Agata Grzelińska. Jej artykuł o mnie nosił tytuł: „Dzieło życia inżyniera”. Pracowałem zawodowo, społecznie, na rzecz miasta, a hospicjum jest najważniejszą rzeczą, jaką w życiu zrobiłem.

 

Czy zaglądasz do hospicjum i, ewentualnie, co czujesz, kiedy do niego wchodzisz?

- Nie wchodzę do hospicjum. Nie umiem. Nawet w sytuacjach, kiedy moi znajomi kończyli życie, przekroczenie tego progu było dla mnie zbyt trudne. Nie potrafiłbym się z nimi w takim momencie zobaczyć twarzą w twarz. Po prostu bym się zapłakał. Ale wiem, że w tym pięknym holu wisi wizytówka, że hospicjum powstało dzięki społeczności Lubina, Fundacji Polska Miedź i KGHM, i że gdzieś tam jest też kawał mojego życia. To moja duma. Staram się dbać o to jak dobry gospodarz.

Rozmawiał: Piotr Kanikowski
FOT. PALIUM.LUBN.PL

    Drukuj       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


* Wymagany

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

You might also like...

woman-3236059_1280

Wybryk 17-latki z Lubina wywołał alarm w Warszawie

Read More →