Podczas przeszukania piwnicy siedemdziesięciolatka podejrzanego o nieludzkie obrobienie sąsiada z zapasów na zimę, legniccy policjanci zabezpieczyli 67 słoików z przetworami. Zdaniem sądu każdy z nich powinien zostać okazywany poszkodowanemu do rozpoznania osobno. Policjanci zrobili to hurtowo, co znacznie utrudniło rozpoznanie sprawy i wpłynęło na kilka detali w wyroku.
Siedemdziesięcioletni rencista dokonał włamu do piwnicy razem z synem (36 lat, troje dzieci, bez stałego miejsca zatrudnienia, karany). Podważyli francuzem zawiasy, zdjęli drzwi i sezam stanął przed nimi otworem. Mieli apetyt nie tylko na przetwory, ale też na dwa pięciolitrowe pojemniki z farbą oraz parę rupieci zdatnych do opchnięcia na pchlim targu: wężyki zbrojone, cewki, pompy wodne, klucze do kół, nożyce do blachy, żyłki na szpuli i dwa wkłady do gaźnika. Łup wynieśli w dwóch reklamówkach.
Sąsiad szybko zorientował się, kto buszował w jego piwnicy. Przyszedł do siedemdziesięciolatka z propozycją, że jeśli złodziej zwróci mu co ukradł, to nie złoży zawiadomienia na komendzie. Starszy pan zagrał va banque: zagroził, że jeśli poszkodowany nadal go będzie nachodził, to sam wezwie policję.
tak czy siak do akcji musiała więc w końcu wkroczyć legnicka policja. Z miejsca napotykała na problem, bo kiedy zapukała do drzwi siedemdziesięciolatka, całkowicie sprawny dotąd starszy pan nagle zupełnie traci słuch. Z tą ścisłą głuchotą będzie się również obnosił podczas procesu karnego. Cwany wybieg, ale doświadczony sąd nie dał się wywieźć w pole: zauważył, że oskarżony nie nosi aparatu słuchowego, mówi wyraźnie, funkcjonuje samodzielnie i unika przedstawienia zaświadczenia lekarskiego na okoliczność swego kalectwa. Wniosek: symulant.
Równie zajmująca okazała się kwestia ilości słoików, które padły złodziejskim łupem. Proces ujawnił bowiem, że wśród 67 weków zabezpieczonych przez policję, rozpoznanych przez poszkodowanego i zwróconych, jak sądzono, prawowitemu właścicielowi, większość stanowiły przetwory, które oskarżony ewidentnie dostał od swojej siostry.
“Słoiki z przetworami zabrane z piwnicy oskarżonego nie miały cech szczególnych, które mogły świadczyć o ich pochodzeniu, w szczególności nie były opisane tak, żeby można było, choćby po charakterze pisma wskazać osobę opisująca i sporządzającą przetwory” – stwierdził sąd. “Okazanie słoików pokrzywdzonemu odbyło się nieprawidłowo. Z materiału dowodowego wynika, że nie okazywano mu każdego słoika z osobna tak, aby mógł dokładnie obejrzeć i wskazać po czym rozpoznaje poszczególny słoik z przetworami. (…). W okolicznościach niniejszej sprawy nie można ustalić już, które z przetworów wziętych z piwnicy oskarżonego pochodziły z piwnicy pokrzywdzonego, a które były dane oskarżonym”.
W tej sytuacji Sąd Rejonowy w Legnicy przyjął za oskarżonymi, że było to tylko 20 słoików. Renciście i jego synowi nakazał zapłacić na rzecz poszkodowanego po sto złotych. Każdemu z nich wymierzył też karę jednego roku w zawieszeniu na dwa lata.
O przetworach oskarżonego, które bezprawnie zjadł okradziony sąsiad, wyrok milczy.