Śmierć Adriana K., 22-letniego studenta z Jawora, to jedna z najbardziej tajemniczych spraw, jakie wydarzyły się w ostatnich latach w Legnicy. Jego zwłoki znaleziono 8 września 2012 roku na ul. Poznańskiej. Według prokuratury, chłopak jest nieumyślną ofiarą pijackiej bójki ze swym najlepszym przyjacielem. Sąd weryfikuje też inne wersje.
Ciepła noc z 7 na 8 września 2012 roku. Legnica. W centrum miasta dogasa zabawa z okazji Święta Ulicy Najświętszej Marii Panny. Około północy ulicą Poznańską idzie trzech młodzieńców z Jawora: Adrian, Jakub i Bartek. Są wcięci: wypili wspólnie cztery flaszki domowego wina i kilka piw. Wracają z festynu na nocleg do mieszkania babci Kuby, Ale po drodze dzieje się coś niedobrego. Do mieszkania babci docierają tylko Jakub z Bartkiem. Zwłoki pobitego Adriana znajdzie trzy godziny później na chodniku ochroniarz z pobliskiej budowy.
Co się stało?
Jakub G. twierdzi, że nie pamięta. Obudził się rano w mieszkaniu babci, bez wypasionego smartfonu, ze śladami pobicia na twarzy (m.in. odciskiem podeszwy buta na policzku), z bólem głowy i czarną dziurą w pamięci. Pamiętał tylko chwilę odpoczynku na przystanku autobusowym przy ul. Pocztowej,gdzie dosiadło się do nich trzech nieznajomych chłopaków, proponując kupno marihuany. Potem podjechali policjanci. Wylegitymowali całą grupę, wypisali dwa mandaty za picie piwa w miejscu publicznym i kazali grzecznie rozejść się do domów. Jakub pamięta, że po odjeździe radiowozu ruszyli z Adrianem w stronę ul. Poznańskiej. Z tyłu, jak twierdzi, wlókł się Bartek z trójką nieznajomych.
- Odwróciłem się, bo któryś z nich coś do mnie krzyknął – opowiadał na pierwszej rozprawie Jakub G. – Ostatnie co pamiętam, to jak ten ktoś pyta, dlaczego cwaniakuję przy policji. Biegł w moją stronę.
Nie wiadomo jakim sposobem pomimo utraty przytomności, z wstrząśnieniem mózgu, udało mu się dotrzeć do mieszkania babci.
Prokuratura nie uwierzyła w tę wersję. Akt oskarżenia oparła na zeznaniach Bartłomieja D., który twierdzi, że na ul. Poznańskiej między Adrianem a Jakubem – dotąd najlepszymi przyjaciółmi – doszło do sprzeczki. Zaczęli się wyzywać od ciot, szmat. W furii Jakub uderzył Adriana w pięścią twarz. Adrian mu oddał. Wywiązała się bójka. Po silnym ciosie w górną wargę, Adrian upadł bez przytomności na chodnik. Doznał złamania kręgu szyjnego, uszkodzenia tętnicy, krwiaka mózgu, co spowodowało zgon. W tej wersji Bartek bezczynnie przygląda się bójce kolegów, a potem widzi, jak Jakub zabiera leżącemu na chodniku Adrianowi telefon komórkowy i dokumenty, by upozorować napad rabunkowy. We dwójkę docierają do mieszkania babci Kuby. Bartłomiej D. twierdzi, że chciał wezwać pogotowie do Adriana, ale Jakub mu nie pozwolił. Groził, że jak pójdą siedzieć, to razem.
Dzielą ławę oskarżonych w dobiegającym powoli końca procesie przed Sądem Okręgowym w Legnicy. Jakub G. odpowiada za spowodowanie ciężkich obrażeń ciała, które doprowadziły do śmierci Adriana. Grozi mu od 2 do 12 lat pozbawienia wolności. Bartłomiej D. jest oskarżony o nieudzielenie pomocy znajdującemu się w niebezpieczeństwie koledze. Może pójść za to na 3 lata do więzienia.
Na dzisiejszej rozprawie odworzono zapis wizji lokalnej , przeprowadzonej z udziałem obu oskarżonych 36 godzin po śmierci Adriana K. Na filmie Bartłomiej D. pokazywał, w jaki sposób przebiegała bójka. Utrwalona policyjną kamerą twarz Jakuba G. nosiła jeszcze wyraźne ślady po ciosach. Malował się na niej strach i dezorientacja.
Zeznawał też biegły z zakresu medycyny sądowej. Nie miał wątpliwości, że wszystkie obrażenia Adriana K. mogły powstać w taki sposób, jak opisywał Bartłomiej D. Również krwiak pod okiem Jakuba G. wyglądał jak po ciosie pięścią. Co innego wybroczyny na jego policzku: taki ślad mogło zostawić tylko twarde narzędzie o wyraźnej fakturze. Według lekarza, mogło to być uderzenie się lub nawet silne przyciśnięcie przedmiotu. Obrońcy Jakuba sugerują, że był to but nieznajomego człowieka, który napadł na jaworzan, pobił ich i obrabował.
Według biegłego, przyjmując wersję Bartłomieja D. należy kategorycznie wykluczyć wstrząśnienie mózgu u Jakuba G., bo wiązałoby się to z choćby krótkotrwałą utratą świadomości. Szukając prawdy, sąd pytał, czy wygląd i sposób zachowania oskarżonego podczas wizji lokalnej mogą świadczyć, że niespełna dwie doby wcześniej przeszedł wstrząśnienie mózgu. Ekspert nie potrafił udzielić jednoznacznej odpowiedzi. To pytanie powróci zapewne na następnej sesji, kiedy zeznawać będzie inna biegła.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI