Pod koniec stycznia miną trzy miesiące od pamiętnego zjazdu dolnośląskiej Platformy Obywatelskiej w Karpaczu i afery pod hasłem “Praca za głos”. Niechlubni bohaterowie tamtych wydarzeń – m.in. posłowie Norbert Wojnarowski i Michał Jaros – wciąż nie zostali ukarani przez partyjny sąd koleżeński. Dlaczego PO się nie spieszy?
Wybrany na początku grudnia 2013 roku Krajowy Sąd Koleżeński Platformy Obywatelskiej do tej pory się nie ukonstytuował. I jak się dowiedzieliśmy w centrali PO, wciąż nie ma wyznaczonego terminu pierwszego posiedzenia.
Wrzawa o tzw. dolnośląskie taśmy prawdy przycichła. Poseł Norbert Wojnarowski z Lubina, który przed Karpaczem proponował delegatowi pomoc w załatwieniu roboty w KGHM w zamian za głos na Jacka Protasiewicza, i Edward Klimka, który go nagrał, mają zawieszone członkostwo w PO. Podobnie partia potraktowała radnego Pawła Frosta z Legnicy, który ukrytą kamerą utrwali lobbystyczne zabiegi wrocławskiego posła Michała Jarosa i Tomasza Borkowskiego, samorządowca z Polkowic. Całej piątce w stanie zawieszenia kazano czekać na osąd Krajowego Sądu Koleżeńskiego. No i czekają. A młyny sprawiedliwości Platformy Obywatelskiej mielą powoli.
Ewentualna decyzja o wyrzuceniu posłów Wojnarowskiego i Jarosa (sugerowana np. przez Julię Piterę) mogłaby mieć niebezpieczne konsekwencje dla kruchej większości PO i PSL w Sejmie. Obecnie oba kluby zrzeszają 236 posłów. W niepewnym przedwyborczym czasie każda szabla może być na wagę złota.