Były legniczanin domaga się Polski 200 tys. zł zadośćuczynienia, za to, że jako dziesięciolatek został zabrany od rodziców i decyzją legnickiego sądu umieszczony najpierw w pogotowiu opiekuńczo-wychowawczym, potem w domu dziecka. Sąd Okręgowy w Legnicy oddalił jego roszczenia, ale to nie zamyka sprawy. Mężczyzna złożył apelację, w której wytyka sądowi szereg naruszeń prawa procesowego i materialnego.
Przed dziesięciu laty to była sprawa głośna na całą Polskę. Mówiła o niej m.in. Elżbieta Jaworowicz w swojej “Sprawie dla reportera”, a zaproszeni do telewizyjnego studia politycy piętnowali organy polskiego państwa za bezduszność. Dlaczego? W 2008 roku do legnickiego mieszkania Piotra i Renaty Dzikowiczów zapukał kurator sądowy w towarzystwie trzech policjantów. Siłą zabrano 10-letniego wówczas Pawła do Pogotowia Opiekuńczego w Legnicy, choć chłopiec płakał i się zapierał. Państwo interweniowało, bo w ciągu czterech lat nauki chłopiec trzykrotnie zmieniał szkołę. Za każdym razem, gdy popadał w konflikty z rówieśnikami, rodzice murem stawali po jego stronie, zadzierając przy okazji z nauczycielami i dyrektorami placówek. W końcu ktoś uznał, że ta nadopiekuńczość nie jest dobra dla dziecka. Potem u rodziców Pawła – mocno religijnych i ponadprzeciętnie sobie oddanych – dopatrzono się zaburzeń psychotycznych. Uznano je za zagrożenie dla rozwoju społecznego dziecka. 14 listopada 2008 roku Sąd Rejonowy (Wydział Rodziny i Nieletnich) w Legnicy zdecydował o zawieszeniu władzy rodzicielskiej i umieszczeniu chłopca w domu dziecka. Dzikowiczowie stoczyli z machiną państwa heroiczną walkę o odzyskanie swojego jedynaka. Po swojej stronie mieli nie tylko media, ale też Marka Michalaka – ówczesnego Rzecznika Praw Dziecka, który zbadawszy sprawę nie dostrzegł powodów do tak drastycznej interwencji sądu w życie legnickiej rodziny. Z pomocą mecenas Katarzyny Kamieniowskiej Renata i Piotr doprowadzili do tego, że po ponad dwóch latach rozłąki ich syn wrócił do domu.
Jako dorosły człowiek Paweł Dzikowicz domaga się od Skarbu Państwa 200 tys. zł zadośćuczynienia za doznaną w dzieciństwie krzywdę. Znowu pomaga mu mecenas Katarzyna Kamieniowska. 29 listopada 2018 roku Sąd Okręgowy w Legnicy oddalił powództwo Pawła Dzikowicza, argumentując m.in., że proces nie wykazał, jakiej krzywdy doznał po zabraniu od rodziców. Zdaniem sądu, nie istnieje też związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy ową krzywdą a wyrokami sądu z 2008 roku.
W obszernej apelacji mecenas Katarzyna Kamieniowska szczegółowo wylicza błędy, jakie popełnił Sąd Okręgowy w Legnicy wydając taki wyrok. Przede wszystkim zwraca uwagę, że rozstrzygnięcia legnickiego sądu rodzinnego były niezgodne z prawem, gdyż stanowiły “nieuprawnioną a co najmniej nieproporcjonalną ingerencję w wykonywanie władzy rodzicielskiej” przez rodziców Pawła, “naruszającą fundamentalną zasadę kierowania się dobrem dziecka”. W sytuacji, kiedy dobro dziecka jest zagrożone, sąd może zastosować szereg rozwiązań przewidzianych przez prawo. Umieszczenie chłopca w placówce opiekuńczo-wychowawczej jest najbardziej drastycznym środkiem i winno być stosowane w absolutnie wyjątkowych sytuacjach. To nie jest przypadek Dzikowiczów, którzy w żaden sposób nie znęcali się nad synem, a wręcz przeciwnie, zawsze otaczali go bezwarunkową miłością i pełnym wsparciem. Nawet przy założeniu, że coś w tej rodzinie jest nie tak, decyzja o zabraniu Pawła z domu powinna zapaść dopiero w sytuacji, gdy spróbowano innych rozwiązań i nie przyniosły one skutku. Można było na przykład wyznaczyć kuratora i otoczyć rodzinę tego rodzaju opieką, zamiast powodować traumę przymusowej rozłąki.
Apelację rozpatrzy Sąd Apelacyjny we Wrocławiu.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI
nie da sie obrazic monotonnego idioty.
Typowa lewacka wulgarność i obrażanie oponenta, w momencie gdy kończą się argumenty.
Ale w Twoim wykonaniu teksty są suche jak pięty Cejrowskiego.
rowniez ten sam kibolu ale to nie ma nic do rzeczy.Czapeczke noś bo wyraznie ci wymraza.
To ten sam Wolny Sąd, dla którego tak ochoczo świeczki palili. OTUA