Specjalne strefy ekonomiczne to dla działaczy partii Razem patologia. Pod siedzibą Legnickiej SSE Szymon Surmacz, Tomasz Szczytyński, Damian Cacek i inni kandydaci na posłów przedstawiali je jako tworzone dużym kosztem, wbrew zasadom konkurencji, skupiska kiepskich, słabo płatnych miejsc pracy; obszary ekonomicznego wyzysku, gdzie ludzie godzą się na śmieciowe umowy, byle nie umrzeć z głodu. Działacze Razem zapowiadają, że w przyszłości będą chcieli poderwać załogi stref do protestu.
Przy pomocy pliku kartek udających dolary Szymon Surmacz demonstrował, jak państwo ogranicza wydatki na edukację i zabiera lwią część zysków KGHM, by było je stać na zwolnienie wielkiego międzynarodowego kapitału z podatku od nieruchomości w specjalnych strefach ekonomicznych. Jego zdaniem to nie ma sensu. Rozsądniej byłoby wspierać rodzimy przemysł, by to on tworzył dobrej jakości miejsca pracy, np. budując kopalnię miedzi pod Bolesławcem.
Nieprzypadkowo Razem zaprosiło dziennikarzy na konferencję pod ekskluzywną willę na Tarninowie, będącą siedzibą Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.
- To przykład, jak władza odkleja się od rzeczywistości: najelegantsza dzielnica Legnicy i pałacyk a z drugiej strony zakłady pracy zatrudniające ludzi na śmieciówkach – dowodził Tomasz Szczytyński.
Gdy kandydaci na posłów rozstawiali na płocie plansze z nazwą partii, przy chodniku na chwilę zatrzymała samochód wiceprezes LSSE Dorota Włoch.
- Szkoda, że nie mam czasu porozmawiać – żałowała.
- Jeszcze wrócimy większą grupą – obiecał jej Szymon Surmacz. Po wyborach parlamentarnych Razem będzie chciało poderwać pracowników stref ekonomicznych do protestu. Partia zdaje sobie sprawę, że w obecnej sytuacji likwidacja stref ekonomicznych z dnia na dzień nie wchodzi w grę. Zależy jej na zmianie polityki państwa, by rozrastające się jak grzyby po deszczu specjalne strefy ekonomiczne nie były dłużej jedynym antidotum na bezrobocie.
FOt. PIOTR KANIKOWSKI
Drukuj
Email
