Startując w wyścigu kolarskim MTB w Wielkopolsce Ireneusz Dusza – ratownik medyczny z Pogotowia Ratunkowego w Legnicy – natknął się na trasie na zawodnka, który zasłabł i upadł z roweru. Przerwał rywalizację i razem z trzema innymi osobami ratował kolegę, aż serce mężczyzny znów zaczęło pracować. Człowiek żyje dzięki tej czwórce bohaterów.
W niedzielę 29 maja w Rakowni pod Murowaną Gośliną odbywał się maraton MTB z cyklu Grand Prix Kaczmarek Electric. Ireneusz Dusza jako pasjonat terenowych wyścigów pojechał na niego w swym czasie wolnym razem z resztą teamu Bike Atelier Eobuwie Urbex Maxi. Startował na dystansie 32 kilometrów. Jechał w szybkim tempie, ok. 30 kilometrów na godzinę, i wydawało się, że ma szansę na dobry wynik, gdy na 15 kilometrze trasy usłyszał wołanie o pomoc.
Wśród drzew leżał bez oznak życia 51-letni zawodnik. Piotr Walczak ze Świnoujścia, który jadąc z tyłu był świadkiem jak kolarz KS Stomil Poznań zasłabł i upadł z roweru, nawoływał: “Ratownika! Pomocy! Lekarza!”.
- Bez chwili zastanowienia rzuciłem się do pomocy – opowiada Ireneusz Dusza. – Zobaczyłem człowieka, który leżał bez oznak życia, bez oddechu, siny na twarzy. Przystąpiłem do reanimacji. Robiłem to wielokrotnie, bo od 23 lat pracuję w pogotowiu jako ratownik, ale tym razem byliśmy w środku lasu, bez specjalistycznego sprzętu. Do tego doszły emocje i fizyczne zmęczenie po wyścigu.
Do Ireneusza Duszy dołączali inni zawodnicy, którzy spontanicznie rezygnowali z rywalizacji: Michał Cięciel – lekarz ratownik – i pani doktor Ewelina Miernik, specjalistka medycyny ratowniczej, oboje z Zielonej Góry. Dla nich wyścig MTB zamienił się w wyścić o ludzkie życie.
- Kolarz nie oddychał. Toczyliśmy walkę, by odwrócić ten stan – opowiada Ireneusz Dusza. - Nie wiem, jak długo uciskaliśmy klatkę piersiową, piętnaście, dwadzieścia minut? Słyszeliśmy jak płuca zasysają powietrze, ale to nie brzmiało jak prawidłowy oddech, tylko oddech agonalny. Dzieki temu, że w trakcie masażu klatki piersiowej co 10-15 sekund dochodzilo do czegoś takiego, udało się ograniczyć zmiany neurologiczne.
Po jakimś czasie dotarła do nich straż pożarna. Przywiozła sprzęt AED. Po trzeciej defibrylacji wróciła akcja serca i spontaniczny oddech, a nawet – co rzadkie – reanimowany mężczyzna odzyskał świadomość. Karetka zabrała go do szpitala. Żyje. Dzięki natychmiastowej, profesjonalnej pomocy innych kolarzy nie doszło do niedotlenienia i obumarcia mózgu. Stan pacjenta lekarze określają jako stabiliny.
U Ireneusza Duszy zadziałał instynkt rasowego ratownika.
- W wyścigu miałem szansę na dosyć dobry wynik, ale nawet przez chwilę tego nie żałowałem – mówi. – Słysząc w lesie wołanie o pomoc, musiałem się zatrzymać i zobaczyć co się stało. Priorytetem było ratowanie ludzkiego życia, nie rywalizacja. Właściwie to też był wyścig, ale inny – wyścig z czasem – dodaje.
Ireneusz Dusza na metę dojechał w czasie 1 godzina, 50 minut i 6 sekund. Wszyscy wstali, bili brawo.
Organizatorzy Grand Prix Kaczmarek Electric MTB piszą: “Rafał Łukawski jest w szpitalu pod dobrą opieką. W niedzielę za nim podążali na rowerach pasjonaci kolarstwa górskiego. Paweł Walczak, Ireneusz Dusza, Ewelina Miernik i Michał Cięciel gdy zobaczyli, co się stało, przystąpili do dzieła. Profesjonalnie i skutecznie. Uratowali życie kolegi kolarza. A później dojechali (czworo) do mety. Bez patetycznych słów, imiona i nazwiska tej dzielnej czwórki są do zapamiętania. Trzeba im podziękować publicznie, w imieniu Rafała i całego naszego środowiska MTB, za to co zrobili. Za czyn, za szlachetną postawę.”
FOT. FACEBOOK.PL/ IRENEUSZ DUSZA