Długimi owacjami na stojąco zakończyła się legnicka premiera dwujęzycznej – polsko-macedońskiej – „Przerwanej odysei” Roberta Urbańskiego w reżyserii Jacka Głomba, z fenomenalną muzyką Gorana Trajkoskiego. Przedstawienie bawi i wzrusza do łez.
Największą wartością spektaklu Roberta Urbańskiego i Jacka Głomba jest przywrócenie Polakom pamięci o mało znanym epizodzie sprzed prawie 70 lat. W 1948 roku komuniści przeszmuglowali do krajów demokracji ludowej kilkadziesiąt tysięcy dzieci z ogarniętej wojną domową Grecji, by zapewnić im bezpieczeństwo, ale też indoktrynować ideologicznie i przysposabiać do walki z wrogiem. Około 3,5 tys. dzieci, które w ramach tej akcji trafiły na tzw. Ziemie Odzyskane – do Lądka Zdroju i innych polskich miast – to byli mali Macedończycy; poddani procesowi wynaradawiania mieszkańcy leżącej na terytorium Grecji Macedonii Egejskiej. W odróżnieniu od Odysa, który w końcu dopłynął do Itaki, część dziecięcych uchodźców miała już nigdy nie ujrzeć ojczystego domu, bo Grecy do dziś pozwalają wjechać do kraju tylko tym, którzy wyrzekną się macedońskiego obywatelstwa. Stąd tytuł sztuki” „Przerwana odyseja”.
Współpraca z Macedońskim Teatrem Narodowym w Skopje dała możliwość przejmującego opowiedzenia tej historii z dwóch perspektyw: z perspektywy Polaków udzielających przybyszom gościny w swoim kraju i z perspektywy przeszmuglowanych dzieci, rozdartych między tęsknotą za rodzinnym domem a codziennymi przyjemnościami – luksusem spania w czystej pościeli, jedzenia do syta, bezpiecznej zabawy i nauki.
W pierwszej części widz patrzy na uchodźców oczyma Kapitana, któremu malcy zarzygali statek podczas podróży; Kucharki Honoraty, która nie nastarcza z gotowaniem posiłków; Ogrodnika, który pragnie spokoju po latach spędzonych w partyzantce; nauczycielek próbujących złapać kontakt mimo językowych i kulturowych barier. Zabawnie jest obserwować, jak duma narodowa, poczucie wyższości, nieufność, niechęć ustępują zupełnie naturalnemu odruchowi troski o bezbronne ludzkie szczenię. Ostatecznie Polacy uświadamiają sobie, że zajmowali się macedońskimi dziećmi nie z poczucia obowiązku, ale przez miłość, przywiązanie, ewentualnie jakiś pośredni rodzaj więzi. W pomieszczeniu przypominającym poczekalnię albo czyściec – przed wielką bramą, za którą czekają ich byli podopieczni – spowiadają się Oddźwiernemu, Wierze i Władziowi ze swej tęsknoty.
W drugiej części – wśród tańca, śpiewów i gargantuicznych opowieści o jedzeniu – dorosłe dzieci urządzają sąd nad swymi opiekunami. Ale znajdują w nich zdecydowanie więcej dobra niż zła. Tak samo jak we wspomnieniach z Polski, która – choć biedna, zniszczona wojną – jawiła się im jako raj. O tym mówi „Ukochany kraj, umiłowany kraj” – piosenka Sygietyńskiego i Gałczyńskiego, bez której w PRL-u nie mogła obyć się żadna patriotyczna akademia – brawurowo wykonana na scenie (po polsku) przez macedońskich aktorów. Jak swoiste wyznanie miłości zabrzmiał też przezabawny przegląd kulinarnych atrakcji Polski AD 1948.
Połowa spektaklu to popis legnickich aktorów. Tu na pierwszy plan wysuwają się komediowe kreacje Zuzy Motorniuk (Joasia), Anity Poddębniak (Irenka) i Małgorzaty Urbańskiej (Honorata). Po przerwie, gdy pałeczkę przejmują Macedończycy, dość statyczny dotąd spektakl nabiera werwy i lekkości. Świetna – powściągliwa, elegancka, a sugestywna – jest muzyka grana na żywo przez czterech macedońskich muzyków: Petara Hristowa, Petara Smilewa, Saszko Tewelkoskiego i Slawczo Kocewa.
Spektakl kończy się obrazem tulących się do siebie ludzi. Jedni są z Polski a drudzy z Macedonii. Ta konkretna historia jest akurat o nich, ale niesie ze sobą proste i bardzo uniwersalne przesłanie, bo świat jest pełen uchodźców. Cały czas ktoś potrzebuje pomocy. Raz są to dzieci z Macedonii Egejskiej, raz rodziny Czeczenów, raz uciekający przed ISIS Syryjczycy a raz ofiary dyktatury z Erytrei. O czym zatem jest „Przerwana odyseja”? Chyba o tym, że ludzie powinni być dla siebie dobrzy. O tym, że nawet w biedzie mamy wystarczająco dużo, by się podzielić z kimś w potrzebie. O pięknym odruchu troski o dziecko, niezależnie skąd przychodzi i jakim mówi językiem. O obcych, których nie trzeba się bać, bo są szansą na wyzwolenie tego, co w nas najlepsze.