Sąd Okręgowy w Legnicy byłby gotów wydać wyrok, w sprawie Marcina K. oskarżonego o zamordowanie młotkiem czworga staruszków. Na wniosek obrońcy mężczyzny zgodził się jednak przesłuchać jeszcze 21 świadków i biegłych z zakresu medycyny sądowej. O ile nie pojawią się nowe wnioski dowodowe, proces najprawdopodobniej zakończy się w marcu lub kwietniu.
Dziś sąd przesłuchał osiemnastoletnią wnuczkę starszych państwa zamordowanych 27 sierpnia 2015 roku na ul. Głogowskiej, ich zięcia, sąsiada i właściciela pobliskiego sklepu spożywczego. Za zgodą stron z akt odczytane zostały zeznania drugiej, małoletniej wnuczki, by nie narażać dziecka na kolejna traumę. Za ujawnione uznano też zeznania dziewięćdziesięciolatki dopisanej do listy świadków. Mimo wezwania, nie stawili się brat i matka oskarżonego. Ze względu na rodzinne więzi, obojgu przysługuje prawo odmowy złożenia zeznań.
Wszystkie relacje, których dziś wysłuchał sąd, niewiele zmieniły w obrazie zbrodni, o którą prokuratura oskarżyła Marcina K.
1 lutego 2015 roku w mieszkaniu na ul. Oświęcimskiej w Legnicy odkryto zwłoki dwojga staruszków. Zmarli od licznych ciosów młotkiem i nożem. 27 sierpnia 2015 roku do podobnego morderstwa doszło na ul. Głogowskiej. To małżeństwo zostało zabite z jeszcze większą brutalnością- ciosów było więcej, zadawano je tępą i ostrą stroną młotka ciesielskiego oraz nożem kuchennym. Do obu zbrodni przyznał się mężczyzna, którego para z Głogowskiej wynajęła do pomalowania mieszkania. Twierdzi, że działał z pobudek patriotycznych. Dwie pierwsze ofiary uważa za zdrajców ojczyzny, bo dobrze im się powodziło w PRL. Parę z Głogowskiej zaatakował, gdyż gospodyni “obraziła jego ojca i innych patriotów”.
“W taki sposób nawet świni się nie zabija” – miał według jednego ze świadków powiedzieć mężczyzna, który jako jeden z pierwszych widział zwłoki na ul. Głogowskiej. Kobieta leżała w kałuży krwi na podłodze w kuchni. W pokoju na tapczanie w innej kałuży krwi leżał jej niepełnosprawny mąż.
Marcin K. nie pojawił się w sądzie. Przebywa w areszcie w Wołowie i nie chce brać udziału w rozprawach.
FOT. PIOTR KANIKOWSKI